ďťż

czym odżywiają się studenci ;)

site
Internet to potęga « Obserwuję, myślę, piszę – serwis Goldenrose

W odpowiedzi na pytanie, co się je na studiach, obecni i byli studenci mówią o szokujących miksturach przyrządzanych w warunkach, za które Sanepid powinien skazywać na dożywocie.

Mimo to, studenci wspominają je z wielką czułością, sentymentem, a nawet smakiem. Podczas studiów przecież, jak nigdy, liczą się ludzie oraz zabawa i łatwiej niż z nich zrezygnować z pogoni za pieniędzmi. Gdy te się kończą, zaczynają się obiady za 3-5 złotych.

Przedstawiamy kultowe kulinaria studentów. W sam raz na kryzys.

Kuchnia włoska i chińska

- Makaron z jajkiem, makaron z cukrem, makaron ze śmietaną i cukrem, makaron z koncentratem pomidorowym, makaron z jogurtem - wylicza Kasia, studentka UJ, mieszkanka akademika Nawojka. - Podobnie z ryżem - dodaje.

Makaron i ryż stanowią bazę wielu studenckich dań, bo to produkty tanie i proste w obróbce - nie trzeba ich obierać, kroić, ścierać. - Ale nawet makaron można spieprzyć - opowiada Tomek z SGH. - Najważniejsza zasada brzmi: nie ułatwiaj już łatwego, bo wrzucenie makaronu do zimnej wody i czekanie, aż zagotuje się razem z nią, nie przynosi upragnionych rezultatów. Makaron po prostu rozpływa się w garnku...

Potwierdza to Kasia, która bywała świadkiem awantur w sprawie zniknięcia gotujących się w kuchni makaronu czy warzyw. A te, pozostawione na ogniu na kilka godzin, rzeczywiście się dematerializowały.

Mąka, oprócz tego, że jest składową makaronu, występuje w kuchni studenckiej również samodzielnie. Jest podstawą w przygotowaniu naleśników - szczególnie tych sporządzanych na wodzie (zamiast mleka) - czy ciasta (zagnieciona mąka z wodą smażone na oleju).

"A to feler - westchnął seler" - warzywa

Na studiach warzywem nad warzywami jest ziemniak. Bo ziemniak to frytki - potrawa integrująca. - Kiedyś w akademiku w cztery osoby chyba przez godzinę obieraliśmy i kroiliśmy ziemniaki. Do syta zjadło całe piętro i rozkręciła się impreza do rana - opowiada Magda, przyszły bałtolog.

Przygotowywaniu frytek towarzyszy również pobijanie rekordów świata w liczbie porcji, które można wysmażyć na tym samym oleju... - Co jeszcze można przygotować z ziemniaków? - pytam Mateusza, byłego studenta Uniwersytetu Mikołaja Kopernika Toruniu. - Placki ziemniaczane, kluski ziemniaczane, a nawet kotlety. Szczególnie te ostatnie cieszyły się popularnością, bo, choć wegetariańskie, to jednak kotlety, więc sprawiały wrażenie bardziej wykwintnego dania - otrzymuję odpowiedź.

Studenci cenią sobie zdrowie (stąd też duża ilość toastów w tej intencji), dlatego podchwycili również patent mrożonek z serii "warzywa na patelnię": - Paczka niecałe 5 zeta i starcza na dwa dni - zauważa Kasia.

Skoro już jesteśmy w najzdrowszym akapicie, nie sposób nie wspomnieć o jajecznicy, szczególnie tej na "pożycz jajko". - Jajko do jajka i jajecznica jak bajka - mówi Tomek. - A najlepiej smakowała, gdy wracało się z imprezy do domu: jajecznica o 5 rano, na lekkim lub nielekkim rauszu - cudo!

Na koniec części warzywnej film - jak bounce'ują ziemniaki i inne warzywa w rękach studentów.
http://www.youtube.com/watch?v=EPvf3SJ8ndc

Czasem rzucą mięsem

Mięso to raczej rarytas, ale są na nie sposoby. Do polowania nadają się hipermarkety z uwagi na sprzedawane tam tanio podroby (serca, wątróbki, skrzydełka drobiowe, szyja indycza). Prym wiodą jednak parówki. Z opowieści o twórczych sposobach ich przyrządzenia na przywołanie zasługują:
- patent nr 1: grzanie parówek pod bieżącą wodą;
- patent nr 2: gotowane ich w czajniku elektrycznym ("Paczka parówek - 3 złote, smak herbaty z czajnika po ich ugotowaniu - bezcenny" - jak to ujął Tomek). Z innych studenckich wynalazków dotyczących mięsiwa: domowy kotlet schabowy zagrzany w gotującej się wodzie.

Równie barwne bywają wspomnienia z konserwami w roli głównej:
"Pamiętam, jak została nam kiedyś konserwa i w chwili kryzysu otwarłyśmy ją z koleżanką i jadłyśmy przez cały dzień. Na śniadanie zostawiłyśmy sobie po cieniutkim plasterku. Ona wychodziła wcześniej. Ja po zjedzeniu swojego plasterka odkryłam, że został jakiś tłuszcz i resztki galarety, więc postanowiłam na tym ugotować zupę na obiad. Jak wróciłam z zajęć, puszki już nie było, bo koleżanka ją wyrzuciła. Wyjawiłam jej swój plan, a ona, bardzo zmartwiona: "Ale ja jestem głupia, zmarnowałam obiad! Ale wiesz co, może ją wygrzebię?". Poszła do śmieci, wyjęła puszkę, która na szczęście była na samym wierzchu (podobno) i zmusiła mnie, żebym jednak zupę ugotowała. Oczywiście nie wytrzymałam i też ją jadłam." (heloł, znalezione na forum)

Z torebki, z woreczka, ze słoika

W latach 90-tych słynną oranżadę w proszku wyparły zupy w proszku - barszcz, borowikowa i inne specjały. Później furorę w garnuszkach żaków zrobiły zupki chińskie, a nawet zupy, do których i garnuszka nie trzeba (gorące kubki). Mimo udogodnień, wciąż istnieją tradycjonaliści, którzy, zamiast potrawy błyskawicznej, wolą samodzielnie przygotowany rosół na kostce (i tylko kostce), wymagający natomiast wybrakowaną zupkę zagęszczają pokrojoną parówką (wersja "burżua").

Jak słoiki, to oczywiście wałówka tachana choćby z drugiego krańca Polski. Chwała mamom i babciom, które żywiły nie tylko syna i wnuczka, ale jeszcze kolegów sąsiadów. - Na pierwszym roku Bartka lepiłam pierogi, przygotowywałam gołąbki, mrożone kotlety. Później domagał się już samych kotletów, bo tego mu najbardziej brakowało. I dobrze, bo coraz mniej mi się uśmiechało spędzanie weekendu w kuchni z farszem na pierogi - mówi pani Wanda, mama studenta czwartego roku.

W słoiku, i to dostępnym nawet w sklepach całodobowych, jest krem do smarowania kanapek. Znalezione na forum: "A ja nic nie gotowałem w akademikach, tylko jadałem w knajpach i barach mlecznych. Forsy starczało mniej więcej do dwudziestego każdego miesiąca, później za ostatnie grosze kupowałem wielki słoik nutelli i jadłem to z chlebem na śniadanie, obiad i kolację - po trzech dniach zupełnie odechciewało się jeść..." (matrek).

Incognito, czyli keczup i musztarda

- Cokolwiek wyglądało podejrzanie i mało apetycznie, pokrywało się godziwą warstwą sosu z plastikowego opakowania - opowiada Mateusz z Torunia, który skończył studia 2 lata temu. - Szczerze mówiąc, do dziś mam keczupowstręt! - dodaje.

- U nas na mieszkaniu, gdy w lodówce nie mieliśmy już nic i nikomu nie chciało się wyjść po cokolwiek, zajadaliśmy kromki chleba z napisami wykonanymi keczupem, typu: "ser, szynka, jajko" - tak sos pomidorowy wspomina Monika, była studentka Uniwersytetu w Białymstoku. - Trzeba jednak przyznać, że u nas nic się nie marnowało. Nieraz wykrajaliśmy pleśń z chleba i robiliśmy kapitalne grzanki!

Mleczna stołówka

Kilka lat temu odebrano studentom bloczki obiadowe na stołówkę studencką. Tylko niektóre uczelnie z własnych środków dopłacają do jadła potrzebującym żakom. Przez to miejsca te nie cieszą się już takim powodzeniem jak niegdyś, część z nich została nawet zamknięta. Ubywa tym samym i stołówkowych anegdot, chociażby tych dotyczących ewoluującego przez tydzień menu. Jak ta o schabowym z poniedziałku, który stawał się mielonym we wtorek, w środę przeradzał się w pierogi z mięsem, by w czwartek skończyć w gołąbku. A w piątek, wiadomo, nie jada się mięsa.

W nieco lepszej kondycji są bary mleczne. Wybór jedzenia jest w nich zwykle ograniczony do mleczno-barowego standardu (leniwe, naleśniki z nadzieniem, ruskie, marchewka z groszkiem itd.), za to przekrój społeczny klientów zaskakująco szeroki: ubodzy, drobni biznesmeni, radni, zagraniczni turyści, no i studenci.

- Jeden bezdomny w barze mlecznym na Grodzkiej w Krakowie przychodził i domagał się swojej porcji jedzenia. Jeśli się odmówiło, a ten miał zły humor, wkładał palec do twojej zupy czy ziemniaków i było po jedzeniu - wspomina Kasia. Na szczęście w takich chwilach do akcji wkraczała pani bufetowa ze szmatą i niewybrednymi słowami.

Na deser żarty w studenckiej kuchni:
http://www.youtube.com/watch?v=vekY_JyX15k

Katarzyna Szewczyk

miastotwoichstudiow.pl


Aż cały przeczytałam z ciekawości. I to prawdą się okazuje nierzadko. (:
no to u mnie to chyba burżuazja żyje i chyba tez się do niej zaliczam oj odbiegam zdecydowanie od artykułu

ten artykuł bardziej by pasował do mieszkających imigrantów Anglii
Ale akademiki to specyficzne miejsce ;P


Naprawdę bardzo fajny artykuł, kiedyś już coś na ten temat czytałam. Co do makaronu, ryżu, ziemniaków i warzyw, i oczywiście jedzonka od rodziców to prawda. Ale z tym grzebaniem w koszu za resztkami w puszce i gotowaniem w czajniku elektrycznym to przesada, zresztą nawet jeśli ktoś tak robi to moja rada: mniej wydawać na alkohol to zostanie coś na jedzenie!
Wśród moich kolegów królował żurek ze stołówki bodajże Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Rzeszowie (brzmi apetycznie ) za mostem na Naruszewicza- ponoć mają tam tanie i dobre jedzenie. Osobiście nie próbowałam, ale nawąchałam się tych zapachów przez 4 lata mijania tej stołówki w drodze do szkoły.
Z tego co zauważyłam to w akademikach królują tosty... a ja jestem wielbicielką warzyw na patelnię - szybko, tanio i smacznie. Mniam

A w ogóle to mamy jakieś bary mleczne w Rzeszowie??
Na początku Krakowskiej (koło wiaduktu Śląskiego - w budynku co jest Automobil klub)
chyba jest. I chyba na osiedlu Kmity w tych pawilonach... Ale głowy uciąć nie dam
Czarny, to niezupelnie jest bar mleczny, w kazdym razie maja fajne zarcie i tanio jest ;]
ja preferuje..chleb smażony na patelni z cebulką..pychota:D na słodko owsianke z wodą i miodem:D..tanio i łatwo:D
to nie jest bar mleczny racja , mieszkam w pobliżu i wiem;P to jest raczej bar ogólny..w każdym razie dobre pierogi tu są:]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • reszka.htw.pl
  • All right reserved.
    © Internet to potęga ÂŤ Obserwuję, myślę, piszę – serwis Goldenrose