ďťż

Najciekawsza przeczytana przez Was książka scince fiction.

site
Internet to potęga « Obserwuję, myślę, piszę – serwis Goldenrose
Już kiedyś baaaaaardzo dawno temu otworzyłem ten temat, nie cieszył się on jednak zbyt dużą popularnością. Mam nadzieję, że teraz się to zmieni. Ja osobiscię nie jedna książkę s-f przeczytałem i chętnie chcialbym porozmawiac na temat najciekawszych pozycji tego gatunku.



Ja osobiscię nie jedna książkę s-f przeczytałem i chętnie chcialbym porozmawiac na temat najciekawszych pozycji tego gatunku.

A ja nie jedna mam na polce... Pomine fakt, ze ponad polowy ksiazek nie mialem jeszcze czasu przeczytac...

Osobiscie polecam literaturę Timothy'ego Zahna. Dla fanów Gwiezdnych Wojen jego trylogia Thrawna i dualogia Ręki Thrawna to pozycje obowiazkowe. Według mnie własnie te pozycje sa najlepsze ze wszystkich ksiazek umieszczonych w swiacie Star Wars.
Ponoc ksiazki Zahna to tzw. kosmiczna opera, ale naprawde genialna - fabula jest naprawde nieslychana. nigdy nie wiadomo jak sie skonczy opowiesc. co najmniej raz jest zwrot akcji, ktorego sie nie spodziewamy.
Inne dziela Zahna, ktore polecam to: dualogia Wyzwolenie ("Czarne komando" i "Straceńca misja"), Zaginiona rasa, Obława na "Icarusa". Jest jeszcze pare innych pozycji, ale niestety nie posiadam ich w calosci i tym samym nie chcialem czytac "na wyrywki".

Kogo to jeszcze mam na polce? noooo.. Na pewno William Tenn. Niesamowita wyobraźnia. Wlasciwie to mam tylko jego opowiadania, i to w dodatku nieprzeczytane w calosci jeszcze..., ale nawet one wystarcza by wyrobic sobie zdanie o jego utworach.

Z moich, ze tak to nazwe, pojedynczych odkryc na uwage zasluguja: "Humanoidy" Jacka Williamsona, "Statki Czasu" (kontynuacja "Wechikułu Czasu" Wellsa) i "Tratwa" Stephena Baxtera. Oprocz tego moje niedawne odkrycie (niestety tylko 1 tom) : "Thraxas Mag" Martina Scotta - cos a'la Pratchet. Cieniutka, napisana z humorem ksiazeczka...

Dwa dni temu zaczalem z kolei "Władce marionetek" Heineina. Zapowiada sie ciekawie . Wczesniej czytalem tylko jego "Dublera", ktora zdolalem pochlonac w dosc krotkim czasie...
czytajac "Solaris" Lema stanalem w polowie. bylo to ze 3 lata temu i do tej pory nie doczytalem do konca......

"wladca marionetek" juz dawno przeczytany - mialem nadzieje na cos wiecej, ale niestety sie przeliczylem. ksiazka jest wg. mnie sriednio dobra. miejscami heinlein stosowal jakies dziwne zagrywki, ktore mnie denerwowaly...
1. Vit Keymar- Atlantyda remake
2. Stanisław Lem:
- Dzienniki Gwiazdowe
- Przygody Ijona Tichego
- Solaris
- Niezwyciężony
- Opowieści o pilocie Pirxie


Larry Niven - Pierścień
w szkole najbardziej podobal mi sie "powrot z gwiazd" S.Lema to bylo o tym jak wyprawa astronautow wraca po stu latach podrozy na Ziemie a tu w miedzyczasie nastapil szalony postep wszyscy ludzie poddawani sa betryzacji czyli kastracji z wlasnej agersji i sa takie rzeczy jak real czyli teatr holowizyjny glidery pojazdy antygrwitacyne fajne czytalem to kilka razy

zreszta klasyka tez jest ok. chocby "WEhikul czasu " Wellsa ostatnio w tv byla stara ekranizacja ile liryki w tych opowiadanich sa takie naiwne jak "Podroz na ksiezyc " Julesa Verna a jednak sprawdzilo sie !

Hmmm...skoro mowicie juz tu o takich klasykach...
Jak bylem maly, to wygrzebalem u babci (chyba w roku 80) taka stara zniszczona ksiazke i nie wiedzac dlaczego odlozylem ja na bok, nie mialem pojecia o czym jest bo byla dla mnie za gruba i jak sie wydawalo za powazna. Potem dwa, czy trzy lata pozniej odnalazlem ja po raz drugi...i jej tytul strasznie mnie zaintrygowal...przeczytalem od deski do deski w dwa dni, i bylem pod ogromnym wrazeniem...chociaz wiedzialem ze to straszne bajanie, podziwialem faceta ktory to napisal ze bogata fantazje, bo nalezal do prekursorow SF. Mimo ze tresc nie ma nic wspolnego z obecna wiedza chetnie sobie o niej przypominam i w myslach usmiecham sie do tych emocji jakie przezywalem czytajac ja.
Ksiazka ta to "Ksiezniczka Marsa" napisana przez Burroughs Edgar Rice (http://www.biblionetka.pl/ks.asp?id=2801).

Do dzisiaj nie mam pojecia jakim cudem znalazla sie w biblioteczce mojej babci (wydanie bylo z lat 30), bo nigdy nie podejrzewalem jej o ciagoty do fantazji....

Teraz sie zastanawiam, czy nie dopatrywac sie w niej genezy mojej pasji Marsem

Hmmm...skoro mowicie juz tu o takich klasykach...
Jak bylem maly, to wygrzebalem u babci (chyba w roku 80) taka stara zniszczona ksiazke i nie wiedzac dlaczego odlozylem ja na bok, nie mialem pojecia o czym jest bo byla dla mnie za gruba i jak sie wydawalo za powazna. Potem dwa, czy trzy lata pozniej odnalazlem ja po raz drugi...i jej tytul strasznie mnie zaintrygowal...przeczytalem od deski do deski w dwa dni, i bylem pod ogromnym wrazeniem...chociaz wiedzialem ze to straszne bajanie, podziwialem faceta ktory to napisal ze bogata fantazje, bo nalezal do prekursorow SF. Mimo ze tresc nie ma nic wspolnego z obecna wiedza chetnie sobie o niej przypominam i w myslach usmiecham sie do tych emocji jakie przezywalem czytajac ja.
Ksiazka ta to "Ksiezniczka Marsa" napisana przez Burroughs Edgar Rice (http://www.biblionetka.pl/ks.asp?id=2801).

Do dzisiaj nie mam pojecia jakim cudem znalazla sie w biblioteczce mojej babci (wydanie bylo z lat 30), bo nigdy nie podejrzewalem jej o ciagoty do fantazji....

Teraz sie zastanawiam, czy nie dopatrywac sie w niej genezy mojej pasji Marsem


Calkiem podobna historia przadarzyla mi sie z pewna ksiazka, ktorej autora nie pamietam - "Proxima" (trylogia?).
Gwiezdni podroznicy, (ksiazka wazyla chyba 5 kilo ) dlugo walesali sie po roznych planetach i co rusz robili jakies rewelacyjne odkrycie.

"Powrót z gwiazd" zrobil na nie ogromne wrazenie. Wizja swiata jaka sobie Lem wymyslil, byla dla mnie bardzo zaskakujaca.

"Powrot z gwiazd" zaliczam do najwazniejszych ksiazek jakie przeczytalem.



Wojciech Orliński 09-05-2005
Betryzacja

Jeden z najciekawszych pomysłów Lema z zakresu inżynierii społecznej, opisany w "Powrocie z gwiazd". Według słów Lema koncepcja betryzacji powstała przypadkowo - na początku powieści, gdy Hal Bregg spotkał Nais. Lem potrzebował czegoś oryginalnego, co uniemożliwiłoby flirt kobiety i mężczyzny, których dzieli 127 lat rozwoju cywilizacyjnego. Jeśli to prawda, to należy chylić czoło przed talentem pisarza, który tak niezwykłe idee wymyśla od niechcenia, jako wyjaśnienie nieudanej randki.

Betryzacja - nazwa pochodzi od nazwisk jej odkrywców, Benneta, Tribaldiego i Zacharowa - to zabieg usuwający z ludzkiej psychiki zdolność do agresji. U betryzowanego człowieka myśl o dokonaniu agresywnego czynu wobec drugiego człowieka lub nawet innego ssaka wzbudzała najwyższą możliwą przykrość.

Zbetryzowany świat śledzimy oczami ludzi nie poddanych zabiegowi, a więc bliskich nam. Początkowo dzielimy ich odrazę wobec wszechogarniającego ludzkość "mli-mli", jak to dosadnie ujmuje przyjaciel Bregga Olaf. Razem z agresją ludzkość straciła zdolność uprawiania sportów wyczynowych, podejmowania jakiegokolwiek ryzyka, a wreszcie i wypraw do gwiazd. Ofiara złożona przez astronautów nie znajduje w tym świecie niczyjego uznania. Betryzacja wywarła też interesujący uboczny skutek na życie erotyczne - dopóki kobieta świadomie nie wyrazi chęci na romans z mężczyzną, podaje mu futurystyczną "czarną polewkę", czyli napój zwany "brytem", całkowicie rozbrajający popęd seksualny. Taki napój właśnie Bregg otrzymuje początkowo od Nais. Kolejna kobieta w jego towarzystwie wypija "perto" - nielegalny środek usuwający skutki betryzacji, co zapewne stanowi wstęp do jakiejś wyjątkowo namiętnej sceny, którą Lem dyskretnie pomija. Tym samym dowiadujemy się o istnieniu w zbetryzowanym świecie podziemia - jak każda utopia, i ta ma swoje luki, przez które może się przebić ludzka natura.

Lem daleki jest jednak od jednoznacznego odrzucenia tego pomysłu. Wszak w finale powieści Bregg odnajduje w końcu kobietę, z którą chce mieć dzieci - zbetryzowane. Eri, krucha, delikatna, początkowo panicznie bojąca się dzikusa z minionego stulecia, w końcu przekonuje Bregga do swoich racji. Z jej punktu widzenia dotychczasowa, przedbetryzacyjna historia ludzkości to jedno wielkie pasmo barbarzyństwa, załogowe loty kosmiczne były zaś technologiczną pomyłką - lepiej było poczekać na rozwój techniki, pozwalający eksplorować kosmos bez ofiar w ludziach. Bregg opiera się przed jej argumetnami - ale jednak woli zostać z nią, na Ziemi, zamiast polecieć z Olafem w kolejną wyprawę. Tym samym astronautyka zostaje pokazana niespodziewanie jako domena mężczyzn niezaspokojonych seksualnie.

Betryzację trudno uznać za dosłownie spełnioną prognozę Lema, można się w niej jednak doszukać proroczych pierwiastków. W roku 1960 za oczywistość uważano to, że ludzkość po wystrzeleniu w kosmos pierwszych satelitów zabierze się w końcu za loty załogowe, najpierw na najbliższe ciała niebieskie, a potem dalej - ku gwiazdom. Kiedy piszę te słowa w roku 2001, za oczywistość uważa się już co innego - że kosmos interesuje nas tylko jako miejsce dla satelitów meteorologicznych i telewizyjnych. Nie wiadomo, czy podatnicy rozwiniętych krajów demokratycznych będą gotowi sfinansować lot na Marsa czy w ogóle jakikolwiek załogowy lot poza ziemską orbitę. Nie chcemy wyprawy do Fomalhaut, chcemy mieć z satelity MTV i skuteczną prognozę pogody, to wszystko. Niewykluczone, że Apollo XVIII okaże się ostatnim załogowym statkiem, jaki opuścił planetę Ziemia. Wartości wyznawane przez Hala Bregga stają się nam coraz bardziej obce. Lemowska prognoza okazała się trafiona w sposób przewrotny - nie mamy betryzacji, ale mamy "mli-mli".

http://miasta.gazeta.pl/k...26,2697381.html

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • reszka.htw.pl
  • All right reserved.
    © Internet to potęga ÂŤ Obserwuję, myślę, piszę – serwis Goldenrose