ďťż

Pętla karkonosko-izerska

site
Internet to potęga « Obserwuję, myślę, piszę – serwis Goldenrose
Witam

Właśnie jestem w Szklarskiej Porębie gdzie przygotowuję się do swojego pierwszego startu w zawodach kolarskich.

W najbliższą sobotę i niedzielę będę przemierzał Izery a potem Karkonosze na swoim rowerze szosowym. Pierwszego dnia, jest krótki prolog w Świeradowie Zdroju, a następnego 7-etapowy wyścig z finiszowym podjazdem pod Przełęcz Karkonoską (1198 m.n.p.m.).

Po więcej informacji o imprezie zapraszam na:
http://www.mazoviamtb.pl/index-petla.php

Trasa imprezy:
http://www.mazoviamtb.pl/index-petla.php?news=3

Lista startowa:
http://www.mazoviamtb.pl/listastartowa-petla.php
(wybaczcie, nie wiem dlaczego nie wpisali HKS HADES w rubryce klubu)

Dziś po południu dotarłem tutaj pociągiem. Przejechałem już 36 km, podjechałem na Jakuszyce i Zakręt Śmierci. Mogłem zrobić jakieś 400 metrów przewyższeń sumarycznie, (a w wyścigu jest 2400m - u la la, będzie piekło...). Pogoda już jest jak w piekle - co prawda, nie ma gorąca, ale leje niemiłosiernie, a jak piorun walnie, to tak, że aż ziemia trzęsie... Cóż, nie mniej jednak nie mogłem siedzieć bezczynnie:) Podjazdy są mordercze - zwłaszcza w tym deszczu, a zjazdy z kolei niebagatelnie szybkie. Poznań w porównaniu z tym co tutaj odczuwam, to płaski stół.

Pozdrawiam ze Szklarskiej Poręby, Marcin

PS: Trzymajcie kciuki! Cel: ukończyć! (ponoć w zeszłym roku 95 % szosowców nie podjechało na przełęcz...)


3 mam kciuki, do tego nawet nie wiesz jak ci zazdroszcze ile bym dal zeby byc teraz w Michalowicach. albo ewetulanie w Jakuszycach i ta zarobista knajpa BOMBAJ nazwa mówi sama za siebie .

a ty na pewno będziesz jednym z tych 5 % co dało rade
Daj czadu!
Te 7 etapów się w 1 dzień rozgrywa? każdy z metą? Fajny pomysł
Ja również, już tradycyjnie trzymam kciuki - dasz rade - pamiętaj podjazd
na przełęcz jest Twoja, a dodam że Karkonosze to miła arena zmagań

Po powrocie czekam na relacje

pozdr
BB


Ja tak samo jak inni forumowicze też będę trzymał kciukassy

Dla ciebie ta przełęcz to nic podjedziesz i tak będzie dla ciebie za mało

No i przede wszystkim powodzenia, postaraj się jakąś relacje napisać

Pozdrawiam
Niech cię prowadzi Święty Wawrzyniec patron Gór Olbrzymich, a i niech Karkonosz będzie tobie przychylny! Zajrzyj do Walonów, jeśli zdążysz
No facet pełen respect!!! Daj czadu.

Grzegorz a Ty n ie chciałbyś po aerować trochę?
Trzymamy kciuki! Marcin - walczysz o tytuł power łydki naszego klubu!!!

kR
Właśnie jestem w trasie - zatrzymałem się w Sobieszowie (dzielnica Jeleniej Góry, nieopodal zamku Chojnik) i znalazłem kafejkę (ponad połowę tańsza niż ta wczorajsza!), gdzie miejscowe chłopaki świętują zakończenie roku szkolnego.

Do tej pory dziś zrobiłem ponad 60 km - Zjeżdżałem przez całą Szklarską Porębe (i teraz ten podjazd czeka mnie znów:) i udałem się do Karpacza. Podjeżdżałem z Sosnówki (ok. 360 m.n.p.m.) do Karpacza Górnego (Przełęcz pod Czołem 819 m.n.p.m.), gdzie odwiedziłem świątynię Wang i dalej na Orlinek. Pokrążyłem trochę po Karpaczu - m.in. podjechałem sobie jeszcze na Orlinek właśnie, bo dojechałem do niego z góry. Potem znowu zjazd na niziny przez calutki Karpacz no i jestem tutaj... a miałem się nie forsować, lecz trudno usiedzieć na miejscu i jedynie delektować się widokiem.

Pogoda dziś dopisuje - słońce świeci, niebo białymi chmurami gdzieniegdzie zasłonięte, jedynie Śnieżka skryta w chmurach, z pozostałych zaś szczytów musi rozciągać się piękna panorama.

Przyjrzałem się wczoraj mapie - ten podjazd na Karkonoską jest diabelny - oby nie był zbyt ostry i była choć chwila na wytchnienie - bo po tym co tu przejechałem już wiem, jak 1-1 (najlżejsze przełożenie) potrafi być ciężkie. Pomyliłem się także wczoraj w obliczneiach trochę. Pokonałem minimum 500 metrów przewyższenia, bo jeszcze zaliczyłem wodospad Kamieńczyka. Dziś zapowiada się około 1000 metrów łącznie. Co do strategi w wyścigu planuje zachować siły na ostatni podjazd - nie będę więc szarżował (jak mi się uda oczywiście poskromić samego siebie:) Ponadto stwierdziłem, ze najlepiej mi się podjeżdża jak patrzę w przednie koło i staję na pedałach. Tak więc tak to mniej więcej będzie wyglądać. Jutro już prolog - dojeżdżam do Świeradowa, startuje i wracam - nic więcej nie zamierzam, bo muszę zachować jakąś świeżość. To i tak będzie 50 km. Postaram się więc gdzieś znaleźć kafejkę i zdać relację.

Co do samego wyścigu, jak widzę na stronie ilość etapów się zwiększyła. Jego wieloetapowość polega na tym, że ścigamy się na odcinkach pod górę (parzyste), a na płaskich, bądź zjazdach (nieparzyste) dojeżdżamy tylko w rekreacyjnym tempie. Jak to wyjdzie w praniu sam nie wiem - to mój pierwszy start w czymś takim i wiele jest dla mnie niewiadomych. Z zapamiętaniem trasy też nie powinno być probelmu, bo jeżdżąc tutaj, już widziałem wymalowane znaki na szosie. Poza tym nie zamierzam odstawać od czołówki:)

Pozdrawienia z podnóż Karkonoszy, Marcin

PS: Jak mnie ciągnie, zeby sobie zrobić pieszy wypad w góry...
Już wróciłem, ale mi się śpieszy na zbiórkę na piknik lotniczy, więc szybko.

Na przełęcz podjechałem. Postanowiłem, że podjadę, wiec jak będę stawał to nie będe podprowadzał. Trwało więc to 95 minut, ale się udało.

Po wyniki zapraszam na stronę. Ja sam muszę się jeszcze z nimi zapoznać, bo nie było jeszcze okazji. Ale to dopiero po powrocie. Napiszę też relację.

Pozdrawiam i dziękuje za wsparcie, Marcin
no gratki Marcin tego podjazdu! powiedzmy, ze po podjezdzie na Okraj czesc z nas ma chocby kapkę pojecia o tym co przezyles (zwlaszcza na szosowce gdzie przelozenie sa znacznie "ciezsze").

nie ma co ukrywac, ze przetarles szlak w HKSie w tej dziedzinie czekam wiec z niecierpliwoscia na kilka slow refleksji.

m.
Gratulacje Marcin wyniku . Miałeś chwilę zwątpienia w ogóle ze da sie podjechać na tą przełęcz?

Jeśli dobrze kojarze, to na BWC w drodze na pierwszy pk rowerowy jechalismy kawałek tą trasą na odcinku od Doliny Pieciu Potoków do parkingu Nad Przesieką przy Niedźwiadkach. Tam zdaje się nie było chyba jeszcze takiego hardkoru, co nie? Choć pamiętam, ze w miejsach gdzie droga przecinała jakąś dolinkę i wiał wiatr, było takie lodowisko że hoho , ale droga całkiem sympatyczna była.

kR
No Marcin jestes fajter - czekam na obszerniejszą relacje, i jakies fotosy

pozdr
BB
No, to napiszę relację, póki jeszcze czuję ból w mięśniach nóg, a przed oczami majaczy mi grzbiet Karkonoszy...

Jak już wspominałem byłem tam 4 dni, które wykorzystałem, żeby sobie pojeździć po górach i zaaklimatyzować się. Łącznie więc w sumie pokonałem ponad 5100 metrów przewyższenia (słyszałem, że tyle Sylwester Szmyd - obecnie chyba najlepszy polski kolarz, bo jeżdżący w jednej z 20 ekip Pro Tour [Lampre], robi w ciągu jednego dnia) i około 350 km, a w całym minionym tygodniu blisko 520 km.

To był mój pierwzy wyjazd w góry na rowerze. Przekonałem się na własnej skórze, dlaczego najlepszymi kolarzami są górale właśnie. O sztuce podjeżdżania i zjeżdżania myślę, że można by napisać niejedną książkę, a opanowanie obu umiejętności jest kluczem do sukcesu.

Zarejestrowałem się z numerem 23 w domu zdrojowym w Świeradowie Zdroju. Stamtąd był podjazd na Stóg Izerski (1107 m.n.p.m.) - czyli jakieś 540 metrów podjazdu na 6 km. Pierwsza część podjazdu dla mnie była trudniejsza - tę drugą już jakoś mniej boleśnie wspominam. Już na 1 km zaczął boleć mnie krzyż, więc musiałem na chwilę przystanać na cholernie długiej prostej niemiłosiernie pnącej się wzwyż. Potem jak droga prowadziła po łuku już mi się lepiej jechało. Dojechałem w czasie 34 minut.

Dorzucam fotki:
http://www.mazoviamtb.pl/...a%20004.jpg&id=
http://www.mazoviamtb.pl/...a%20017.jpg&id=
http://www.mazoviamtb.pl/...a%20018.jpg&id=

Jak widać, wiedziałem gdzie się ustawić.:) Gościa z pierwszego planu chyba nie muszę przdstawiać? To Cezary Zamana, główny organizator, który także brał udział oraz m.in. zwycięzca Tour de Pologne sprzed kilku lat, już nie jeździ zawodowo. Prócz niego z zadowodwców startował również Marek Galiński z CCC Polsat, który podjechał na Przełęcz Karkonoską w najlepszym czasie.

Tuż przed moim startem zaczął padać deszcz, lecz podczas podjazdu żałowałem - zgrzałem się nieźle, w dodatku wyszło słońce. Jednak gdy już dojechałem, niebo przysłoniły ciemne chmury i zawodnicy jadący za mną jechali w akompaniamencie grzmotów. Mi zaś przyszło zjeżdżać i do teraz pamiętam ból w rękach od zaciskania hamulców - tak więc zjazdy to nie tylko sama przyjemność jakby się wielu wydawało - tym bardziej, że trzeba uważać na podjeżdżających i ustępować im pierwszeństwa - co zrozumiałe. Poza tym trzeba bardzo uważać, aby wyrobić się na zakrętach. Brak przyzwyczajenia do takich prędkości skutkuje brakiem wyczuczia, co czasem mogło skończyć się poza trasą.

Na drugi dzień wstałem wcześnie rano. Musiałem zjechać ze Szklarskiej Poręby aż do Podgórzyna - przez co w nogach miałem już 28 km na samym starcie zawodów. Do przejechania było 9 etapów. Jedne były ścigane, a drugie przejazdowe. Polegało to na tym, ze na przejazdowych startowaliśmy swobodnie, bez odmierzania czasu, aby dojechać w jakieś miejsce. Tam z reguły była jakaś mała impreza z nagłośnieniem, bufet no i start ostry. Na mecie tego etapu ściganego był mierzony czas, no a potem można było swobodnie przejechać na start następnego etapu ściganego.

Na płaskim mialem poczucie, że nie mogę nadążyć i że jestem w ogonie. Na podjazdach - jeżeli był niezbyt stromy przeważnie nadrabiałem, natomiast na zjazdach peleton się zjeżdżał. Generalnie to bardzo fajna sprawa jazda w peletonie, jest z kim pogadać, bezpieczniej, przykuwa się uwagę miejscowych - to moje pierwsze doświadczenie tego typu. Na mecie pierwszego etapu ściganego miałem pewien problem, bo ściągnąłem sobie plastikową osłonkę z chipa i przypiąłem do metalowego widelca, przez co nie działał. Czas więc mam trochę nierzeczywisty. Byłem wkurzony, bo nikt mi tego nie powiedział, a 2 minuty zleciały, nim to wszystko odkręcono. Jak to mówił Bogusław Baniak, były trener Lecha, - "to frycowe, które płaci każdy beniaminek" - pocieszałem się.

Potem 30 km przejechaliśmy do Łomnicy nieopodal Rudaw Janowickich. Śmiałem się, że to tu, gdzie Uroczysko będzie miało obóz, ja teraz wylewam siódem poty. Jak będziecie widzieć niebieskie znaki na szosie "PKI", to właśnie od wyścigu, w którym ja brałem udział. Tu był podjazd na Przełęcz pod Średniówką, znowu na płaskim traciłem i potem musiałem gonić. Na podjeździe trochę zyskiwałem, a na koniec pozwoliłem sobie nawet na finisz, gdzie łyknąłem ze czterech - wszystko jednak w obrębie środka-końca stawki tylko.

Potem zjazd do Kowar. Ja już myśląc od końcowym podjeździe, szybko skoczyłem do sklepu po dodatkowe batony. Lecz najpierw jeszcze 3 etap ścigany, na przełęcz Kowarską. Jeżeli podjeżdzaliście pod Okraj, to chyba tędy przejeżdżaliście. Ostatnie 500 metrów, to ja i moi towarzysze niedoli mieliśmy dość. Chwilami tylko 8 km/h, właściwe ledwo staliśmy na tych rowerach, ale również na koniec udało mi się paru wyciąć.

http://www.sportbike.pl/2...s/_6246046.html

Na przełęczy był zorganizowany bufet - smaczny jabłecznik no i banany, trochę się zasiedziałem na tym i czas zaczął gonić. Gdy rozpocząłem zjazd wcale nie wiedziałem, czy zdąże do Podgórzyna na godz. 16:00, kiedy to miał być start ostry na ostatni już etap...

CDN
super sprawa super fotki i super sie czyta ...

Lecz najpierw jeszcze 3 etap ścigany, na przełęcz Kowarską. Jeżeli podjeżdzaliście pod Okraj, to chyba tędy przejeżdżaliście. Ostatnie 500 metrów, to ja i moi towarzysze niedoli mieliśmy dość. Chwilami tylko 8 km/h, właściwe ledwo staliśmy na tych rowerach, ale również na koniec udało mi się paru wyciąć.

Na przełęcz Okraj przez przełecz Kowarską od stycznia 2006 udało mi czterokrotnie
wjeżdżać 2 razy na MBWC i 2 razy na BWC no i jeszcze ze dwa razy z buta i za
kazdym razem w większym lub mniejszym śniegu

tymbardziej doceniam, dla tych co nie byli to generalnie jest to podjazd typu
jak to Polo mówi: ...krew, pot, i łzy

czekam Marcin na dalszą relacje

pozdr
BB
Marcin - fajnie się czyta, ale ja mam dwa pytanka:
1. jakim sprzętem ty dysponujesz i jakim jechali ludzie na pętli? były mtb? a może jeszcze inne niż szosówki i mtb?
2. Napisz trochę o swoim treningu proszę, bo większość z nas pewnie nie wie jak trenować rower?
Na tym ostatnim zdjęciu jeśli wzrok mnie nie myli - koleś jedzie na rowerq MTB, tyle ze na cieniutkich laczkach. Są takie i nawet nie drogie, od około 25zł.

Czekamy na cd bo pierwsza czesc bardzo fajna.
A podjazd pok Kowarską pamiętam.... Tak jak piszecie - krew pot i łzy . Choć szkoda, że was nie puścili jeszcze na Okraj - tam jeszcze można sie obejrzeć do tyłu i pooglądać fajne widoczki , choć tempo mielismy tam 8-9km/h, ale już po 12h ścigania .

To co, kiedy wypadzik w górki na bajk?

kR
Gratulacje Marcinie, gratulacje, kto by się kiedyś (chodzi mi o podstawówkę) że będziesz ścigał sie w wyścigach kolarskich i to jeszcze po górach, pełen respekt

Ja już Marcin wspominał zjazdy są bardzo zdradliwe. Niby z górki ale na tych odcinkach najszybciej sie przecież jedzie. Trzeba mieć niezłą wprawę i doświadczenie, żeby nie wypaść z trasy albo się nie potrzaskać, bo przy prędkości np. 50-60 km/h (a nawet większej) to nic przyjemnego.
Często gdy kiedyś oglądałem wyścigi kolarskie w TV widziałem jak nawet zawodowcom przytrafiało sie wypaść z trasy, albo tuż przed linią mety na wiraży upaść i stracić pierwsze miejsce. Kolarstwo szosowe to piękny sport ale czasem przy tych prędkościach ciut niebezpieczny.

Pozdrawiam
Przyjechałem kilka minut po 16, ale start opóźnili o 10 minut. Czekając na startowy sygnał rozmawiałem z osobami najbliżej stojącymi. Towarzyszył nam czrny humor. "Gdzie Ci ludzie się tak śpieszą? I tak zdąrzą umrzeć..." powiedział jakiś stary wyjadacz, a ja ruszyłem myśląc nad tymi słowami i podjeździe który mnie czeka. Pierwsze 8 km było spokojne - tzn. żadne novum, aczkolwiek już męczące. Na dodatek coś mi zaczęło nie pasować w tylnim kole - myślałem, że to powietrze uszło. Pytałem kolarzy z któymi jechałem czy mają może pompkę, lecz żadne niestety nie miał, więc jechałem dalej, bo koniec końców dało się jechać i nie wyglądało to tak tragicznie.

Czarna sława tyczy się ostatnich 4 km, które to odłączają się od Drogi Sudeckiej i zaczynają pnąć się ostro w górę. Ja w tym miejscu zrobiłem sobie postój. Poprosiłem kogoś w samochodzie serwisowym, zeby mi podpompował koło. Nic niestety to nie poprawiło. Poem zacząłem myśleć, że siodełko mi się obluzowało. Dalej jednak nie sprawdziłem tego do końca. Na tym postoju zdjąłem sobie buty i skarpetki, bo stopa zaczynała się mocno grzać, co było dokuczające - poszedłem zobaczyć jak to piekiełko wygląda. Stromizna jak cholera - od zgormadzonej publiki dowiedziałem się, że jak to podjade, to dalej dam radę, lecz przed końcem jest dwa razy taki długi podjazd. No więc wróciłem do roweru podbuodwany słowami "jak to podjedziesz, to dalej dasz radę" z zamiarem przeszarżowania tego odcinka.

Oczywiście nie udało mi się go zdobyć na raz - przystanąłem po jakimś czasie, bo dalej już nie mogłem. Nachylenie było tak wielkie, że ruszając musiałem skierować rower prostopadle lub nawet lekko w dół, aby w ogóle ruszyć z miejsca. Gdy już się to stało, dało radę podjechać trochę wyżej i tak kilka razy, aż w końcu wypłaszczyło się trochę. O tych lżejszych odcinkach na tych ostatnich 4 km, mówiono mi, że są takie jak np. podjazd pod Kowarską, tyle, że tu się na nich odpoczywa, a tam są meritum podjazdu.

Dopadł mnie w końcu skurcz. Najpierw lewa noga - zsiadłem z roweru z bólu. Masując zacząłem myśleć co będzie jak mi nie przejdzie. Podjeść (iść) nie dam rady, zjechać też nie będzie łatwo, nie mówiąc już o dalszym podjeżdżaniu. Na szczęście skurcz minął. Lecz po niewielkim odcinku skurcz wystąpił w prawej nodze. Usiadłem na skraju ścieżki. Już od dłuższego czasu niektórzy zawodnicy zjeżdżali w dół - byli już po zdobyciu przełęczy, a ja ciągle tkwiłem na podjeździe. Ktoś się spytał, co mi jest. Jak usłyszał, ze skurcz, powiedział, żebym lepiej wracał, bo rzeźnia się dopiero zacznie. Ja jednak nie brałem pod uwagę takiego wariantu i po chwili ruszyłem dalej.

Gdy dotarłem pod ostateczny podjazd nie przeraził mnie zbytnio. Myślałem raczej o tym jak go pokonać, a nie zachwalać jego trudności. Za każdą "turą" podjazdu myślałem o koljenych metrach, tak żeby być bliżej mety, żeby start kolejnej "tury" był wyżej, choćby o metr. Oczywiście jazda na wprost nie wchodziła w rachubę - zygzak coraz gęściej zaznaczany, czasem nawet przejeżdżałem tuż przed przednim kołem zjeżdżających. Mniej więcej równoległe ze mną byli zadownicy, którzy podprowadzali rower. Jeden z nich mówił: "O k***a! jak tu cięzko podejść...". Jak to usłyszałem, to pomyślałem: "To co ja mam powiedzieć, o podjeżdżaniu?!" i się uśmiałem.

W końcu osiągnąłem metę. Panowie przymierzali się już do zwijania interesu. Byłem chyba 3 lub 4 od końca. Jak zobaczyłem, że na przełęczy są 3 schroniska, na parkingu stoi autokar a za nim są korty tenisowe, to sobie pomyślałem: gdzie ja jestem? Od strony czeskiej prowadzi dłuższa, lecz łagodniejsza, prowadząca zakosami droga. Pstryknąłem zdjęcia i rozpocząłem zjazd - 12 km nieustannego zjazdu. Wyobrażacie to sobie? Niektórzy na tym 4-kilometrowym odcinku sprowadzali rowery, w obawie przed złapaniem gumy. Ja jednak jakoś się tego nie obawiałem, nie miałem przykrych doświadczeń tego typu, więc może w swojej głupocie miałem trochę szczęscia, bo gumy nie złapałem - w ogóle podczas całego wyścigu, jak i pobytu tam, jak i ostatniego tygodnia, tak więc hossa nadal trwa - ale zjeżdżałem z rękami na hamulcach, dopiero po tzw. alei spacerowej (nazwa dla tych osoiatnich 4 km, jako że widuje się tam bardzo wielu kolarzy spacerujących z rowerami), zjeżdżałem bardziej swobodnie. Nie miałem pojęcia, że to taki długi odcinek.

Przejechaliśmy spory kawał - było dużo do zobaczenia, lecz jednak nie ma zbytnio czasu na podziwianie widoków. Po napisaniu, postaram się wrzucic kilka zdjęć, jak się dowiem jak to zrobić.

Teraz postaram się odpowiedzieć na Wasze pytania.

1. W imprezie startowali także górale. Te rowery na niektórych odcinakach miały nawet przewagę, bo bardziej odpowiednio dostosowane przerzutki do pokonywania podjazdów. Przejrzycie sobie klasyfikację, która jest dostępna na stronie. Tam jest kolumna zatytułowana "rower szosowy?" i odpowiedzi przy zawodnikach "tak" bądź "nie".

2. Co do Przełęczy Okraj, to nawet chciałem na nią podjechać sam, jak byłem w Karpaczu w piątek, ale stwierdziłem, że jak to zrobię, to nie będę miał siły na zawody. I chyba dobrze zrobiłem, bo po tym podjeździe pod Kowarską czekało by mnie jeszcze 300 metrów przewyższenia. Nie mniej jednak mam tam po co wracać, bo jakbym zodbył wszystko, nie miał bym już tej motywacji.
3. Jeden rower był nawet poziomy, ale gość wjechał jako ostatni - mijałem go przy zjeżdzaniu:)

4. Trening. Cóż moja filozofia jazdy na szosówce, polega na wyrabianiu wytrzymałości. Nie da sie jej inaczej osiagnac jak poprzej jazdzenie jak najwiekszej ilosci km. Z poczatku to robilem kolko wokol malty, potem zaczalem sie czuc coraz mocniej i jezdzilem coraz dalej i wiecej. Teraz dla mnie norma jest tak ok.70-80 km, co bym okresil nawet jako swoista naturalna potrzebe - mniej to za malo, wiecej to juz czuje nastepnego dnia. Zalezy jeszcz od pogody. Ostatnio np. zalozylem sobie, ze nie moge srednia zejsc ponizej 30 km podczas 1 h i mi sie to udalo, a bylo to wiecej niz normalnie mi sie udaje (ok.28 km na godz.). Po jezdzie staram sie tez rozmasowac miesnie - nie wiem czy to pomaga, ale jako placebo na pewno. Czytalem tez, ze skurczom zapobiega i trenuje wszystkie miesnie nog powolne pedalowanie na najciezsyzch przerzutkach.

Jezeli zas chodzi o szybkosc to trenuje sie ja interwalami. Po prostu jedzie sie jakis odcinek, ktory dzieli sie na czesci i na zmiane sprinty i odpoczynek.

5. Moj rower. Gdy ktos sie mnie pytal ile mam zebow w korbie, to nie wiedzialem. W koncu w ktorys wieczor usiadlem i policzylem. Z przodu mam dwie tarcze: 52 i 40, z tylu zas 7 trybow: od 24 do 13. Jak ludzie to uslyszeli, to watplili czy podjade... Koło niestety nie wiem jakie ma rozmiary - chyba 25 cali.

Kilka slow refleksji.
Musze zakupic sobie trzecia tarcze do przodu z mniejsza liczba zebow. Ta usterka na podjezdyie to byla peknieta szprycha - tylko jedna, a tyle hałasu! Generalnie zamierzam sobie sam serwisowac rower. Ostatnio oddalem do mechanika i wydalem 90 zl w bloto. Mnie samemu sprawi to frajde no i wiecej pieniedzy bedzie w portfelu. Chcialbzm tez wzstartowac w innych tego typu imprezach: Klaszk Klodzki czy Dookoła Tatr, ale niestety terminy mi sie pokrywaja.

Z checia odpowiem na kolejne pytania.

Pozdrawiam, Marcin
No nie powiem, fajna impra... Skoro mówisz, że górale tyż tam jeżdża... Może kiedyś też sie kopsnę na coś takeigo, ale jak kupię węższe opony .

Widzę, że też miałeś taką masakrę z klamkami. Pamiętam, że podczas zjazdu kiedyś na BWC prawie puścilem hamulce, tak już mnie bolały palce.

Fajno to opisałeś, jeszcze raz gratulejszon .

kR
Kolejne zdjęcia znalezione przeze mnie w internecie:

Podjazd pod Stóg Izerski (I dzień, prolog - czasówka)
http://picasaweb.google.c...376618325926722
http://picasaweb.google.c...376768649782098

Przejazd z Podgórzyna do Piechowic (etap przejazdowy)
http://picasaweb.google.c...785198564798594

Dojazd do Piechowic na start etapu ściganego
http://www.daniu.prv.pl//...%20Izerska.html

Przejazd z Michałowic do Podgórzyna (etap przejazdowy)
http://picasaweb.google.c...788385430533218

Mój piękny rower
http://picasaweb.google.p...630377869267810

Pozdrawiam, Marcin
A mnie Marcinie, właśnie zastanawia twój trening. W sumie to się trochę domyślałem, że taka odległość rzędu 70-80 km, będziesz przejeżdżał dziennie, co jest raczej norma dla szosowców (niektórzy to i większe dystanse pokonują, np. 120-140km). A mnie ciekawi ile ty tak tygodniowo przejeżdżałeś i czy jeździłeś codziennie czy może co drugi dzień aby mięśnie odpoczęły.

Patrzyłem też na etapy, najbardziej to mnie powalił prolog, wprawdzie tylko 6 km ale za to jakie przewyższenia. To w sumie takich podjazdów to nie miałeś gdzie trenować u naszych nizinach, chyba dopiero tam doświadczyłeś prawdziwej jazdy po górach.

Gdybym miał jakaś kolażowe i jakąś porządną kondycje to bym się na twoim miejscu skusił na ten wyścig Dookoła Tatr. Wprawdzie bardzo wymagający kondycyjnie, ale za to jakie widoki by towarzyszyły jeździe.

Pozdrawiam
Suma sumarum nie robie jakich wielkich treningow - raz jezdze duzo, a raz mniej, zalezy w gruncie rzeczy od ochoty. Do zawodow sie nigdy nie przygotowywalem, bo tez nie startowalem.

To fakt, ze u nas nie ma gdzie trenowac gor-u nas sa najwyzej niziolki. Tam podjezdzajac i zjezdzajac czulem sie rozstrojony, bo nie bylem do tego przyzwyczajony. Aczkolwiek znajdzie sie kilka wzniesie, gdzie mozna doswiadczyc niemalej stromizny, lecz jedynie na krotkim odcinku.

Pozdrawiam, Marcin
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • reszka.htw.pl
  • All right reserved.
    © Internet to potęga ÂŤ Obserwuję, myślę, piszę – serwis Goldenrose