Internet to potÄga ÂŤ ObserwujÄ, myĹlÄ, piszÄ â serwis Goldenrose
Heja!Sprawa wynikła nagle, dlatego nie liczę na wielki odzew. Z mojej strony to czysty spontan.
W sobotę odbywa się ta właśnie impreza organizowana przez Metę Lubliniec - orgów od Biegu Katorżnika.
13 km przełaj dla facetów i 6 km dla kobiet.
Jadę już jutro pociągiem po 13. Nocleg na sali za darmo, bieg główny w sobotę. Popołudniem powrót do Poznania.
Stronka: www.nozkomandosa1.republika.pl
Pozdrawiam!
Hoffi
kto wygra dostaje nóż komandosa, a kto przegra nożem....
a tak ciut poważniej to powodzenia i miłej zabawy
pozdr
BB
Hoffi nie daj se noża wbić!
Powodzenia!
kR
O tak hoffi zes..........a nie daj się i napieraj do przodu, ale z głową obyś potem tego nie żałował
Pozdrawiam
Heja!
Wyśmienita impreza, świetna atmosfera, wymagająca trasa i prawie 500 osób na starcie
Ukończyłem na 355. miejscu.
Czas 1:11'19" (brutto) i mój z zegarka 1:11'03" (netto).
Jutro napiszę jakąś obszrniejszą relację!
Co ważne: W przyszłym roku warto pomyśleć, aby większą ekipą uczestniczyć w tzw. Lublinieckim Szlemie, w którego skład wchodzą: Bieg Katorżnika, Bieg o Nóż Komandosa oraz Maraton Komandosa. Ten ostatni oczywiście to coś strasznie trudnego i wymagającego, ale dwie wcześniejsze imprezy polecam jak najbardziej!
Pozdrawiam!
Hoffi
no to gratki Hoffi, a co do biegu katorżnika to wiadomo bieg marzenie
Też przyłączam się do gratulacji.
Pomyśł jakie miałbyś miejsce, gdyby nie kontuzja.
I moich gratulacji nie może zabraknąć, widze że Hofjor powoli podnosi się po kontuzji
Jak na te 13 kilosów to nawet nie najgorszy masz czas, to chyba jednak bałeś łydzie popalić
Pozdrawiam
Tej Hoffi a jakąś pamiątkę z tego biegu dostałeś typy medal czy koszulka, a może jakies sprężynowce mieli na wydaniu
Też jestem za pomysłem aby w przyszłym oku uderzyć na bieg katorżnika czy komandosa, ale raczej odpuszczę sobie w najbliższym czasie maraton komandosa (nie uśmiecha mi się biec 42 kilosy w mundurze polowym i plecakiem o wadze 10 kg)
Pozdrawiam
W piątek po 13 wylądowałem samemu na dworcu PKP Poznań Główny. Nigdy nie grzeszy on pięknem, ale w czasie pochmurnej pogody wydaje się szczególnie nieprzyjemny. 3 minuty przed odjazdem wszedłem przy peronie 4a do odnowionego składu relacji Poznań - Wrocław. W Kościanie dosiada się kumpel, którego znam jak dotychczas jedynie z forum biegajznami.pl - Malinowy. Okazuje się sympatycznym nieco młodszym biegaczem z klubu organizującego Półmaraton w Kościanie. Gadając o różnych biegach, czas zlatuje nam szybko i czas na przesiadkę na wrocławskim dworcu. Czekamy na pociąg pospieszny do Warszawy przez Częstochowę. Po niecałych 2 h, kiedy za oknami zrobiło się ciemnawo, docieramy do Lublińca. Małe, uśpione miasto, położone już w województwie śląskim nie wskazuje na to, zeby miało to zjechać paruset biegaczy. Idziemy do sklepu, żeby mieć co zjeść z rana i podpytujemy o jakiś autobus do Kokotka - to właśnie tam znajduje się wojskowy ośrodek wypoczynkowy, gdzie WKB "Meta" z Lublińca organizują imprezę. Kokotek oddalony jest od samego Lublińca o ok. 10 km. Niestety wracamy na dworzec PKP i PKS bez żadnych news'ów. Szukamy informacji PKS, ale zamiast niej trafiamy do pomieszczenia z dyżurnym ruchu. Pani okazuje się nieuprzejma i przypomina swym działaniem system obsługi z czasów PRL. Zrzędzącym głosem wyrzuca nas za drzwi i krzyczy, że na zewnątrz jest budka z informacją, a ona ma mnóstwo rzeczy do zrobienia. Rzeczywiście z zewnątrz widać na półpiętrze jej stanowisko dowodzenia. Światło prawie zghaszone, a w TV leci serial - to istotnie ważne obowiązki. W końcu wyszukujemy budkę - to taka telefoniczna, a pod nią na ścianie malutki domofon. Wciskamy przycisk, a tam odzywa się...nasza dyżurna ruchu;) okazuje się, że o 20:35 ma jechać pospieszny PKS relacji Poznań-Katowice, który jedzie przez Kokotek. Może kierowca da się namówić, żeby nas wyrzucić w Kokotku. Ponad 2 h do autobusu spędzamy na przeciwko dworca w malutkiej knajpce rozkoszując się pysznymi pierogami z mięsem(naprawdę smaczne i tanie - polecam jak ktoś będzie w Lublińcu)! Niestety autobus spóźnia się prawie godzinę i kiedy decydujemy się podjechać taksówką za masakryczne 30 zł, w końcu nadjeżdża. Po 20 minutach jesteśmy na poboczu drogi krajowej, kompletnie ciemno i nie za bardzo wiemy, w którą stronę iść. Włączam czołówkę, a Malinowy na szczęscie pamięta trochę okolicę z sierpnia, kiedy był tu na Katorżniku. W końcu poza uczestnictwem w Katorżiku (i jego finale) został też Mistrzem Polski w I Mistrzostwach w Biegu Tyłem. Dlatego tak chętnie wraca do Lublińca. Dochodzimy do ośrodka, oświetlony, ale cisza. Znajdujemy salę gimnastyczną, wchodzimy, a tam kompletnie głucho. Otwieramy drzwi i słychać tylko, że wszyscy śpią. Kurka - wyobraźcie sobie, że jest godz. 21:50, a tam ok. 25 osób już dawno śpi - to w Dębnie jeszcze grupo po 23 ludzie debatowali przy piwku o problemach. Żeby nie budzić ludzi, rozkładamy się w małym pokoju tuż przy prysznicach i toalecie, do którego wejście jest już z sali. Przytachaliśmy sobie parę takich większych poduszek, przykryliśmy kocem i mieliśmy niezłe łoże "małżeńskie". Malinowy miał swój aparat, więc co chwila robiliśmy sobie jakieś głupie zdjęcia. Już po 6 pierwsi ludzie szli do toalety, budząc nas tym samym. Po drugie ponieważ w piątek nie zdążyliśmy odebrać pakietu startowego, trzeba było się podnieść i pójść do biura zawodów w sąsiednim Hotelu Silesiana. Wczesnym ranem w biurze nie było prawie żadnych przyejzdnych, zatem w 2 minutki wszystko załatwione - opłata dla zgłoszonych wcześniej (w terminie) wynosiła 20 zł. Nadarzyła się też pierwsza w Polsce okazja, żeby kupić jeden z tysiąca limitowanych Kalendarzy Katorżnika 2008 - z wielkimi zdjęciami z samego biegu, na jednym z nich odnalazł się sam Malinowy. Nie muszę chyba dodawać, że stałem się szczęśliwym posiadaczem owej nowości. Wielkie foty biegaczy zanurzonych do szyji w bagnie robi ogromne wrażenie - za rok naprawdę musimy tam klubem pojechać. W pakiecie startowym poza numerem, agrafkami była koszulka, izotonik, foldery oraz ...500 krzyżowek panoramicznych.
O 10 był start biegu kobiet, co poszliśmy obejrzeć, a potem już sami się przebraliśmy, rozgrzaliśmy, oddaliśmy torby do depozytu i cóż - idziemy na start Duża ekipa biegaczy już ustawiona, z przodu przygotowane 2 wojskowe quady z pilotem biegu, ostania minuta, odliczanie i wystartowaliśmy. Planowałem pobiec bardzo rekreacyjnie, wręcz tak wolno, żeby po prostu ukończyć. Ponadto nie wiedziałem, czego się spodziewać. Na początku pierwsze 2 km po asfalcie, czołówka ostro wydarła do przodu, a ja tak ulokowany gdzieś w dwóch trzecich stawki spokojnie sobie truchtałem. Wyszedłem z założenia, że biegnę naprawdę wolno (w zamierzeniach miałem tempo 6'00" / km). Kiedy zaczęła się leśna ścieżka, podjąłem decyzję, że ponieważ dobrzeczuję się na podbiegach, właśnie tam będę wyprzedzał kolejnych zawodników. Ale kurcze podbiegów tych przez pierwsze kilometry było jak na lekarstwo, więc musiałem nieco przyspieszyć sam z siebie. Zawsze wybieram zatem zawodnika ok. 15 m przede mną i powoli staram się do niego wyrównać. Trasa wiodła do 8.km ubitymi duktami leśnymi, mocno to przypominało trasę połówki św. Mikołajów w Toruniu. Potem zaczęło się robić pagórkowato. Wreszcie! Na wszelkich zakrętach stała obstawa, zatem nie było ani razu problemów, żeby ktoś przeszkadzał w biegu, wjechał samochodem itd. Na węższych drogach leśnych, podbiegach etc. trasa była otaśmowana, co uniemożliwiało skracanie. Zresztą ani razu nie widziałem, żeby ktoś oszukiwał. Teraz kiedy się już wbiegło na pagórek, od razu się z niego zbiegało, żeby znowu pod górę i na dół. Na szczęście pod nogami było mięciutko, więc się przyjemnie biegło. Wszystko to było nic w porównaniu do tego, co spotkałem po kwadransie. Trasa doprowadzała do dużej skarpy czegoś a la wielkie wyrobisko żwirowiskowe. W piachu na głębokość ok.80 cm zbiegało się ok. 50 m i od razu nawrotka, żeby prawie że na czworakach po tym zapadającym się piachu dostać się na górę. W połowie tego podbiegu minąłem tablicę 10.km - trzeba przyznać, że trasa jest dobrze wymierzona i co km jest naprawdę duża tablica - nie sposób jej nie zauważyć;-) Teraz już rzeczywiście można się było zmechacić. Wciąż trzymałem się takiego gościa ok. 40-tki w żółtej koszulce, który mi odszedł na 3. km i teraz go już prawie miałem. Na prostej nie biegłem tak żwawo, to mi się oddalał, ale na podbiegu to ja byłem mocniejszy. W końcu na 11.km nie wytrzymałem i wziąłem go na jednej z górek. Trochę przede mną był "drugi uciekinier" z początku biegu - gość w niebieskiej koszulce - nadawał mocne tempo, ale też puchł na podbiegach. Kiedy minąłem tabliczkę 12.km, wreszcie poczułem, że jestem w stanie go minąć. Zaczęliśmy zbliżać się do ośrodka, ok. 200 m po asfalcie, potem wzdłuż jeziora, gdzie start ma zawsze Bieg Katorżnika i ostatnie 400 m. Wziąłem go na grząskim piachu przy jeziorze, dalej nieco pod górę i na sam koniec 100 m jest wąską asfaltową dróżką mocno pod górę. Słyszę ostry doping, spikera na mecie, zagryzłem zęby i na ostatnim podbiegu wziąłem jeszcze dwóch młodszych facetów. Wbiegam na metę, zatrzymuję stoper, medal wręcza mi dowódca 1. Pułku Spoecjalnego Komandosów w Lublińcu płk Dariusz Dachowicz. Czas 1h 11 min 19 sek jest o 40 sek gorszy niż gen. Romana Polko, który biegł poprzedniego dnia w tym samym biegu klasyfikacji wojskowych. Biegłem ze śednim tempem 5'31" / km i zająłem 355. miejsce na 432 biegaczy. Zwyciężył Maciej Wojciechowski (Wyższa Szkoła Policji w Szczytnie) z czasem 44'54" - w piątek też on był pierwszy wśród wojskowych. Wielki respect za pobiegnięcie dzień po dniu na tak wysokim poziomie tej samej trasy. Po biegu czuję mięśnie, bo praktycznie od 3. km to był BNP. I kolejny raz okazuje się, że jest to mój ulubiony rodzaj biegu - coraz szybciej aż do szybkiego finiszu - to jest to, co tygryski lubią najbardziej. Idę na salę, znajduję tam Malinowego - zszedł poniżej godziny z czasem 58'45" - świetny wynik! Teraz szybki prysznic, odbieramy torby i idziemy na dół ośrodka pod scenę, gdzie wydawana jest grochówka, piwo, są stoiska ze sprzętem biegowym, wręczane są nagrody.
Jemy podwójną porcję, rozmawiamy siedząc przy dużych stołach z innymi biegaczami, potem oklaskujemy zwycięzców poszczególnych kategorii. Ok. godz. 15 z parkingu odjeżdżamy wojskowym autobusem do Lublińca na dworzec PKP, gdzie nie mamy już czasu i apetytu (załadowani grochówą) na pierogi. Osobowym do Opola, a potem pospiesznym wracamy (tym razem droga mija nam jeszcze szybciej) do Poznania. Malinowy wysiada w swoim Kościanie i ok. 21 jestem na dworcu w Poznaniu. Obawiałem się trochę atmosfery na dworcu w związku z meczem Lecha z Legią. Pytam się stojących policjantów o wynik i uspokajam się słysząc, że poznaniacy górą.
Kolejna świetna impreza zaliczona. Wracam na pewno za rok. Na pewno większą ekipą. W końcu Krówka Komandosa (rozmiar XXXXL w kolorze moro i logo Pułku Komandosów), która była w pakiecie startowym zobowiązuje do tego, żeby za rok zdobyć kolejną.
LINK do zdjęć
Hoffi na mecie
Pozdrawiam
Hoffi
Kurde człowieku żeś poemat napisał
Pozdrawiam
Łe no zapomniałem pogratulować ukończenia biegu (nie dość, ze ślepy to jeszcze nic nie pamięta )
Tak, tak Marcinie gratuluj ukończenia biegu z przyzwoitym czasem. Podziwiam też chęć uczestnictwa w takim biegu mimo tylu kilometrów do pokonania.
A medaliki całkiem, całkiem na fotkach wyglądały choć nie wiem jak sie prezentują w realu.
P.S. Ten bieg oznaczać mógł tylko jedno, Hoffi wraca do formy, ratatuj się kto możeee
A na koniec pozdrawiam
Gratulacje Hoffi, będzie trzeba walczyć na wiosnę
A o co chodzi z tym nożem komandosa? dawali komuś czy nei ? I jaka krówka komandosa?????
ja również chciałam pogratulować i powiedzieć że napisałeś świetna relację. (zaglądam czaem w te rejony ale widać że pisałeś z uczuciem) no i życzę abys w przyszłym roku wygrał ten bieg jak i całą serię
Bieg jest o Nóż Komadosa - zwycięzca każdej z kategorii (kobiety, faceci - mundurowa oraz sportowa klasyfikacje) otrzymuje prawdziwy nóż komandosa (model WZ 92a - dla wtajemniczonych jasne) oraz taki odlany (niby posrebrzany) do postawienia
@ Squacker: słynną Krówkę Komandosa pokażę dziś na zbiórce - jest co oglądać! Taki mały bajer!
@Werka: dzięki za uznanie - dawno Ciebie nie widziałem, a z chęcią bym pogawędził!
Pozdrawiam!
MH
no może będzie okazja jeżeli uda mi się zjawić na trasie maratonu z żwawym dopingiem dla Sobeczka
Czekając na doping Werki pozdrawiam
Naturalnie Hoffi duze gratulacje , no i fajowa relacja
pozdr
BB
A oto dopełnienie mojego opisu - relacja Malinowego razem ze zdjęciami!
Pozdrawiam i miłej lektury!
Hoffior
Widzę, że chłopaki nieźle się tam bawili.
Pozdrawiam