ďťż

Harpagan LIVE

site
Internet to potęga « Obserwuję, myślę, piszę – serwis Goldenrose
Jak przystało na dobrze zorganizowany klub, z każdej niemalże imprezy udostępniana jest czytelnikom forum relacja "na żywo" z imprezy.

Piątek 20.10.2006 godz 12:30

Panowie Sławek (kierowca), Zawor, Marcin i Koper zmierzają niebieskim bolidem w kierunku Przodkowa, czas mija im na wspomnieniach Sławka z lat studenckich....(pamiętam bardzo dobrze......), Bartas dojedzie później wraz z kuzynem Pawłem Twierdzą, że niczego nie pozapominali, zatem życzymy im bezpiecznej drogi do samego Przodkowa...


Trzymam kciuki za harpaganowiczow , dajcie czadu panowie
HKS MISTZREM JEST
Piątek 20.10.2006 godz 19:39 (do startu 1:11:00h)

W rozmowie z panami dało się wyczuć euforie. wszyscy w bojowych nastrojach obiecują dać z siebie maxa, a niektórzy deklarują nawet walkę o czołowe lokaty Nie obyło się bez kłopotów natury technicznej Sławkowi na łydce po założeniu i zrobieniu przysiadu pękły Dobsony i to wcale nie jest żart Problemy z czołówką ma Zawor ten jakże przydatny sprzęt po prostu odmówił posłuszeństwa i nie działa ;( Kopra i Marcina omijają problemy, panowie deklarują, że będą przez pierwszą pętle trzymać się Sławka najdłużej jak tylko będą mogli.
Mnóstwo ludzi pojawiło się na starcie Harpa w śród nich znajomy Ryba przyjechał z kumplem z Gdyni, jest także Andrzej Sochoń (budowniczy trasy KIERATa) miejmy nadzieje, że zjawi się wreszcie także Paweł Zieliński!

Niepokojące informacje docierają do nas z Przodkowa o Bartku. Wraz z Kuzynem nie dojechali jeszcze do bazy zawodów. Trzymamy mocno kciuki aby im się udało zdążyć i wystartować!
Piątek 20.10.2006 godz 23:36 (od startu 2:36:00h)

Ufff...Bartas zdążył z kuzynem dojechać na czas i wyruszył na trasę.
Nasi zawodnicy podzielili się na dwie grupy. W pierwszej idą Sławek, Bartas i Zawor (bez latarki i mapy )
są na drugim punkcie (2PK). Sporo osób spotkali na punkcie co ich wcale nie uszczęśliwiło będą musieli ostro napinać łydy by zostawić ich za plecami. Marcin z Koprem walczą sami są za wspomnianą grupą i twierdza, że limity czasowe wiszą nad nimi. Nie poddają się i napierają dalej...życzymy chłopakom powodzenia i przyjaznej aury...



Sobota 21.10.2006 godz 06:06 (od startu 9:06:00h)

Niestety z lasów przodkowskich dotarły smutne wiadomości, oto treść smsa, którego otrzymałem od Marcina: "No niestety Harp nas pokonał. Właśnie nam się limit skończył na PK4. nie zła lekcja pokory. Kontuzja odnowiona więc nie wiem jak wrócić do bazy "

Zatem Marcin z Koprem zakończyli już swoja przygodę z Ekstremalnym Rajdem na Orientację HARPAGAN, zostaje im wrócić do bazy zawodów (co niekiedy bywa bardzo trudne szczególnie o wczesnych godzinach porannych), odpoczywać i trzymać kciuki za pozostałych członków HKSu, którzy gdzieś tam w leśnej głuszy wciąż walczą. Marcinowi i Koprowi gratulujemy odwagi i zapału, tym razem się nie udało nadal cele jakim jest HARPAGAN zostaje nie zdobyty może w kwietniu...? Kto wie?
Sobota 21.10.2006 godz 08:34 (od startu 11:34:00h)

Panowie Sławek, Bartas i Zawor skończyli pierwszą pętle (pokonali 7PK) w czasie jej trwania pokonali wpław rzekę (temperatura wody musiała być naprawdę niska)i tam Sławek skaleczył się dość niefortunnie w nogę . Po krótkim przepaku w PK8 Bartas i Zawor wyruszyli na drugą pętle życzymy powodzenia i mocno trzymamy kciuki. Sławek został w bazie zawodów ze zmasakrowanymi nogami (mokre stopy w butach przez 30 km to nie jest dobry pomysł na takim rajdzie ). Panowie Marcin i Koper też docierają juz do bazy zawodów (nareszcie odpoczną i się wyśpią ).

Pozostającym w bazie gratulujemy odwagi i dziękujemy, że dzielnie reprezentowali HKS.
Życzymy także dobrych snów
Szkoda, że wszyscy nasi fajterzy nie dotrą na metę po 100 km, ale to nic. WIELKI SZACUNEK DLA WAS PANOWIE - Marcin, Koper i Sławek pokazaliście, że jesteście wielcy. Bartasowi i Zaworowi życzę z całego siebie sukcesu i ukończenia...

@Meciu: mógłbyś nieco bliżej opisać, co się stało Sławkowi. Mam nadzieję, że to nic poważnego...Wpław przez rzekę? Czyżby powtarzali wyczyn Piotra K. na Longu w WPNie? Pewnie nie masz teraz pełnego kontaktu z nimi, ale proszę napisz co i jak, jeśli możesz...
No i czekam tez na info odnośnie Bartasa i Zawora.

Ile osób skończyło 1 petlę? Ile w ogóle wystartowało? Są gdzieś takie info?

Pozdrawiam
najnowsze wiesci z frontu!!!
Bartek juz tez niestety odpadl po 9pk!!!
Zawor na trasie walczy i zostalo mu okolo 15km!!!!

pozdro
trzymamy kciuki
lg
Sobota 21.10.2006 godz 21:14 (po limicie 00:14:00h)

Przed chwila rozmawiałem ze Sławkiem oto garść najnowszych informacji:
Zawor przed chwilą (pół godziny temu) zlądował z bazie zawodów zaliczając tym samym trasę 32 HARPAGANA. Z czasem 23:34:00 zameldował się na mecie rajdu. Wynik uzyskany pozwolił mu zając 46 miejsce. GRATULACJE. Pozostali członkowie HKSu mają zaliczonych km: Bartas 64, Sławek 50, Marcin z Koprem 5,5 (to dlatego, że na drugim punkcie już ich limit zjadł ale podawali dalej aby zejść z trasy przy pkt 4). Wszystkim panom należy się burza oklasków BRAWO. Startowało na trasie pieszej ponad 700 uczestników trasę zaliczyło ok 50!

Panowie dziś jeszcze wyruszą w trasę powrotną do Poznania. Sławek wyspał się po nie przespanej nocce, ma kilka RedBulli na drogę więc spokojnie sobie pojadą. życzymy im bezpiecznej podróży.

Co do nogi Sławka to nie jest zraniona (źle Sławka zrozumiałem) poprostu włożył mokre stopy do buta i to stało się przyczyną powstania bąbli i odparzeń na podbiciu stopy. Dlatego Sławek postanowił po pierwszej pętli zostać w bazie.
[/i]
Gratulacje przede wszystkim dla Zawora, któremu udało się trasę ukończyć oraz dla chłopaków za walkę z trasą. Mam nadzieje, że nie zrobiliście sobie za dużego kuku, co byśmy się pościgali za tydzień ostro na hadesie.... . Jeszcze raz gratki i czekamy na relacje!!

kR
ejze!

na razie krotko bo jeszcze dochodze do siebie (z nogami ok, wszak za duzo nie przeszedlem ale mnie strasznie zawialo i jestem dokumentnie przeziebiony).

po pierwsze chcialem podziekowac wszystki mkibicom za slowa otuchy, wsparcie w trudnych chwilach. dzieki Meciu za te relacje, fajnie sie to teraz czyta. gratuluje wytrwalosci w publikacji postow (np. o 6.00 rano).

zbiore sie jeszze na kilka dluzszych slow o imprezie, teraz chcialem tylko powiedziec, ze impreza jest bardzo trudna nawigacyjnie, zaskoczyla mnie totalnie. robilismy bledy od poczatku i nadrabialismy kilometry. duzo biegalismy przez co zniszczylem sobie kolano.

forsowanie rzeki - najwieksza przygoda tego harpa. szybki nurt, nie mala glabokosc i sliskie klody - niezla jazda. na koniec tylko: dzieki koper za 20 minu kabaretu o 7.00 rano - dawno sie tak nie usmialem, na serio....

dzieki wszystkim
mg
No hejka
dzieki za relacje live, fajnie ze była
ale jak teraz czytam to sie mnie wesoło robi, choć na poczatku wywaliłem
oczy ze zdziwienia czy to aby ja na tym samym harpaganie byłem


tam Sławek skaleczył się dość niefortunnie w nogę


poprostu włożył mokre stopy do buta

a prawda jest taka ze wpadlismy ze Sławkiem do kałuży na poboczu drogi
(bardzo głębokiej do pół łydki) - stąd odparzenia


Panowie Sławek, Bartas i Zawor skończyli pierwszą pętle (pokonali 7PK)
w czasie jej trwania pokonali wpław rzekę


skąd to się wzięło ?? takie informacje

prawda jest taka ze nie trafiliśmy mostku i musielismy przechodzić przez rzeke
która miała głębokosc (w miejscu gdzie przechodzilismy) od pół łydki max do kolan


Bartek juz tez niestety odpadl po 9pk
no owszem od Zawora odpadłem po 9PK (chłopak miał siły i zaczął biec)
ale tak naprawde zrezygnowałem tuz przed 11PK (Harp zaliczony do 10PK)

polecam panowie troszke rzetelnosci dziennikarskiej

a teraz kilka zdań odemnie

Początek to była istna walka z czasem wjechałem do bazy zawodów 20.10 (a start o 21)
musiałem sie zarejestrować, przygotować żarcie, picie, poskładać mapy, spakować sie
na trase etc. etc, i gdyby nie chłopaki to napewno bym nie wstartował o 21
dlatego wielkie dzieki za pomoc przed startem

Sama trasa była zarąbista podobała mi sie bardzo (oprócz monotonnego przelotu na PK4)
Przez pierwszą petle napieralismy w granicy od 25m-ca do 60 średnio bylismy ze
Sławkiem i Zaworem ok 45 m-ca (Zawor skończył zawody na 46)

Jeszcze raz gratulacje dla wszystkich za walke ,
za relacje, za kibicowanie i trzymanie kciuków
Szczególnie gratulacje dla Zawora za zdobycie tytułu Harpagana, oraz dla Ryby który tez
pokonał całą trasę i otrzymał miano Harpanaga

ponadto informacja ze Paweł Z. zakończył trase po pierwszej petli (niestety nie
odzyskał jeszcze formy po operacji kolana)

No i na koniec chiałem dodać ze jeszcze nigdy sie tak nie zniszczyłem jak podczas
tej edycji Harpagana, nieodsc ze zszedłem z trasy przez ból w kolanie (chac tak naprawde
to nie kolano mi nawala, tylko bola mnie zaczepy mieśniowe umiejscowione w kolanie
- poprostu nie wytrenowane mięśnie) to przez nowe butki zorałem sobie stopy, zakwasow
tez dawno juz nie miałem, fajnie sobie przypomnieć ten ból, musze przyznać
ze uwielbiam co jakis czas zniszczyć sie na jakies fajnej imprezie jaką jest niewątpliwie
Harpagan

pozdr
BB

prawda jest taka ze nie trafiliśmy mostku i musielismy przechodzić przez rzeke
która miała głębokosc (w miejscu gdzie przechodzilismy) od pół łydki max do kolan

no toście niezly brud trafili, bo u nas, tam gdzie sie z koprem przeprawialismy, wiara chodzila w rzece w wodzie do pasa szerokosc rzeki oceniam na jakies 10 - 12 metrow, wiec przejscie po zwalonych klodach uwazam za niezly sukces, choc bylo nerwowo...

polecam panowie troszke rzetelnosci dziennikarskiej

Bartas zupełnie inaczej pisze sie o czymś w czym sam się uczestniczy, inaczej opisuje się rzeczy o których słyszy sie przez telefon i to jeszcze nie zawsze od naocznego świadka. Relacje starałem się wierz mi prowadzić starannie i rzetelnie. Nie ubarwiałem i nie dodawałem nic od siebie jedynie mogłem źle coś zinterpretować, lub Sławek mógł w opisie sytuacji użyc nie takich słów, które wpełni oddawałby systuację.

Nastepnym razem (o ile będzie) postaram się bardziej!
Co do relacji fajnie się czytało to co pisaliście dziękuje wszystkim za doping.
Co do trasy to naprawdę zarobista choć nie przypuszczałem ze potrzeba az takiego doświadczenia w nawigacji przykład chociażby punkt 1 gdzie spora część trasy musieliśmy przebiec. Od „drugiego” punktu idziemy z dwoma dziewczynami bardzo sympatyczne i miło nam mija droga najpierw na 3 a potem na 4 pk. Tam czekamy na transport do bazy przy świetnej atmosferze. W bazie trochę smutniej ze tak szybko daliśmy ciała i postanowiłem zrobić sobie trening. Za cel dałem sobie punkty na 2 pętli o numerze 9,10,13,14,15.
Druga pętla w dużej części w samotności nie licząc radia w komórce. 9 i 10 łatwo znalazłem choć przy szukaniu 10 prawie przysnąłem, z 10 uderzyłem na 13 gdzie nastąpił kryzys u ratowałem się żelem. W połowie drogi na 14 spotykam Zawora uderzamy razem na kolejne pk. 14 przychodzi w miarę łatwo(nie licząc że pod góre) bez żadnych przygód, za to 15 to kojarzymi się z opowieściami z GENZO w góre i w dół. Z piętnastki ruszam na droge do przodkowa tam czeka na mnie Sławek i jedziemy do bazy .
Wnioski :
-Ciwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć z mapą
-Nie zostawać samemu w nocy po tylu km. Bo w głowie dużo się dzieje np. wpadłem na samym końcu do strumyka czy czegoś takiego.
- kijki to postawa
- na marzec wracam tam
- SELEKCJA-„mózg umiera ostatni”

Chciałbym jeszcze raz wszystkim dopingującym i 3majacym kciuki, podziękować.
Osoba z którymi jechałem podziękować za wspólną i zabawną drogę za potrzymanie na duchu przed startem bo z nerwów nic nie mogłem zjeść. No i dla mojego kompana za wspólne 4 punkty i oczywiście dla „stomatologów”; no i dla Bartasa który wyścig z czasem zaczął od samego Poznania . I GRATULACJE DLA ZAWORA ZA ZDOBYCIE TYTUŁU HARPAGANA .
aha i najwarzniejsze za to ze dzieki Sławkowi uwierzyłem ze matm,a może byc zabawna
Witam
Jestem dzisiaj rozłożony jak dywan. Właśnie wróciłem z wycieczki na obiad do dużego pokoju
Postaram się napisać coś więcej, ale puki co chciałem podziękować wszytkim, dzięki którym udało mi się dotrzeć do mety:

- Sławkowi i Bartkowi- byli w czubie na 1PK, ale poczekali na mnie.
- Koprowi- za wsparcie na 14 i 15PK, za użyczenie trzeźwego umysłu, kiedy mój się już wyłączał,
- Marcinowi- za opiekę na mecie gdy nie kontrolowałem swoich ruchów
- Forumowiczom- za doping!
- specjalne podziękowanie dla ekipy Selekcji, za niewyczerpany temat dowcipów

Pozdrawiam
No zawór nie dziwie się ze jesteś tak zmasakrowany po 100km mi udało się zrobić miedzy 65-a70 jeżeli nie rypłem się w obliczeniach tyle że miałem długi odpoczynek na pk 4 .
A co do kolesi z selekcji to na pewno wpłyneliu do śpiworów jak mleko z kartonika

- na marzec wracam tam


Chyba w kwietniu

Kilka poharpaganowych przemyśleń.

To chyba jednak nie moja bajka. Drugi raz w życiu zdarzyło mi się nie ukończyć imprezy wytrzymałościowej. Kilka imprez AR, maraton, bikemaraton, nigdy nie było większych problemów. A tu klops. Warto dodać, że poprzednią nieukończoną imprezą było GEZnO, a więc także długodystansowy rajd na orientacje.

Wnioski? Po pierwsze jestem kiepski w nawigacji na „pięćdziesiątkach”, po drugie wielogodzinny marsz nie jest chyba moją najmocniejszą stroną. To drugie jest jednak dla mnie nie lada zaskoczeniem. Żałuje ogromnie, że nie ukończyłem harpa, przede wszystkim dlatego, że nie mam najmniejszej ochoty brać udziału w imprezie o podobnym charakterze (po prostu nie podobają mi się) a będę musiał bo tak tego zostawić nie można (to ta sportowa złość o której mówił kiedyś Bartek). Nie wiem kiedy, pewnie nie prędko, ale kiedyś na pewno.

Wnioski:
1) Więcej pokory. Dla przeciwników i dystansu. Więcej trzeźwej oceny swoich możliwości fizycznych i umiejętności nawigacyjnych. Niesamowita była to lekcja pokory…
2) Podszkolić się w umiejętnościach nawigacyjnych na takiej skali. Mam nadzieję, że uda mi się załapać na organizacje longa w przyszłym sezonie GP na 1 : 50 000.
3) Więcej marszować. Ten brak wyszedł także na Rajdzie Orła gdzie było co prawda około 30 km ale i tak już podążałem do mety siłą woli. Chyba zacznę od parkowanie cytryny dalej od domu
4) Sudokrem, talk lub inne wynalazki od samego startu. Zacierka największym wrogiem piechura.
5) Nie starować w imprezie pieszej / biegowej do momentu kompletnego wyleczenia kolana. Po PK4 zeszliśmy z trasy nie dlatego, że się nie chciało bo nawet nie mam zakwasów, ale kontuzja dała mi się bardzo mocno we znaki a lojalny kompan Koper nie zostawił mnie samego. Daję sobie całą zimę (minimum do MBWC a jak będzie trzeba do BWC) na wyleczenie się i regeneracje po sezonie. Basen, ortopeda – wszystko co będzie konieczne by wymiatać w przyszłym sezonie i wskoczyć parę oczek w NZARPie.

Przeprosiny:
1) Dla Kopra za nerwówkę w drodze na pierwsze punkty
2) Dla Sławka, Bartasa i Zawora za zawracanie głowy telefonami z żalami i niezliczoną ilością pytań na początku imprezy.
3) Dla chłopaków z Selekcji za ilość żartów na ich temat, na jaką sobie pozwoliliśmy w trakcie całej imprezy

Podziękowania:
1) To nie KKS Lech Poznań ma najlepszych kibiców w Polsce. To jednak HKS Hades. Dzięki za telefony, smsy i relacje na forum!
2) Dla całej bandy z którą tam przyjechaliśmy za ogólną pomoc i wsparcie, a przede wszystkim za wspólnie spędzony czas, bo pomijając formułę to atmosfera imprezy była naprawdę sympatyczna!
3) Stomatolożkom z Poznania za wspólną drogę z PK2 do PK4
4) Koprowi za towarzystwo na całej mojej trasie, ale przede wszystkim za ten kabaret na trasie Egertowo – Hopowo. Stary! Do teraz jak pomyśle o struganej w Kartuzach protezie śmieje się sam do siebie.
5) Moim butom New Balance, że po raz kolejny mnie nie obtarły

Gratulacje:
1) Zaworowi za ukończenie H32, zarżnięcie chłopaków z Selekcji i otrzymanie tytułu HARPAGANA! – gratuluję!
2) Koprowi za niezwykle twardą psychę – dwa PK znalezione na pierwszej pętli nie przeszkodziły mu w wyruszeniu na drugą, którą prawie w całości pokonał
3) Reszcie chłopaków za walkę i nie poddawanie się z byle powodu.

I na koniec: nie wiem Koper czy masz jeszcze ochotę marszować z taką marudą jak ja, ale jeśli miałbym znów pojechać na harpa to najchętniej z Tobą. Mam wtedy pewność, że nawet jeśli nie ukończę to zamiast się użalać w środku lasu będę się znakomicie bawił

Pozdrówka
MG
dzieki za te pochwałe oczywiscie że pisze sie z tobą na nastepnego harpa będą też jaja jak berety chociaż "dla jaj to kura z kogutem"
no to w kwietniu jazda yo
zapomniałem napisać że poza wymienionymi osobami startowął równiez Wojtek Bilewski z 4 i pół i z tego co sie nie myle dotarł do 9 pk .

a tak ogólnie szukałem fotek w necie i nie nastknołem sie jeszcze na żadne jak co to prosze linka

pozdrawiam
ja mysle koper, ze jesczze dwie wazne rzeczy nie zostaly powiedziane na temat minionej edycji harpa:

1) dziewczyny, z ktorymi podazalismy od pk2 do pk4 mialy fantastyczny zwyczaj. otoz szykuja dla siebie niespodzianki na wypadek kryzysu na trasie. i tak oto skapnely nam sie kinder niespodzianki swoja koper pochlanal od razu. podobala mi sie reakcja drugiej z dziewczyn na to wydarzenie?
- kinder niespodzianka?? a ja mam tyko marne galaretki.

2) wiekszosc wyjazdu minela pod znakiem "wlep" naszego poznanaskiego klubu pilkarskiego na terenie w ktorym odbywal sie harp. wlepa to kolejna rzecz ktora poprawiala humor w trakcie chwil slabosci. podobala mi sie reakcja Zawora (co wiem z opowiesci Slawka) gdy dwiedzial sie, ze z koprem odpadlismy (cytat nie dokaldny):
- o kurde, to teraz beda wlepy na calej trasie

zostalo troche dzialalnosci kibicow Kolejorza na Pomorzu

pzdr
mg
Są juz wstepne wyniki na stronie Harpa

I jeszcze raz wielkie gratulacje dla Ryby 10-m-ce
oraz dla Zawora 13 -m-ce

ja niestety dopiero 102 m-ce

pozdr
BB
yo! ze tak powiem zaczne po kaszubsku
vlepy oczywiscie 3mały mnie na duchu jak i wszystkich,poza trasa udało sie je wlepic tu i uwdzie na trasie do przodkowa.
co do kinder niespodzianki - jak wczoarj jechałem na mecz znalazłem w kurtce druga czesc jajka na której była przyczepiona łyzeczka a ja sie tak meczyłem jezykiem
no i dodam tylko tyle BANANY rulez


vlepy oczywiscie 3mały mnie na duchu jak i wszystkich,poza trasa udało sie je wlepic tu i uwdzie na trasie do przodkowa.


Ja w piątek vlepkę dałem na stadionie Widzewa. Konkretniej na Niciarce
Witam Harpów,
zajrzałem żeby sprawdzić co się stało CZOŁOWYM NAPIERACZOM !
I już wiem.
Bywa i tak. Jak Andrzej Olech (legenda - trener orientalistów Floty Gdynia) nie potrafi znależć PK3 to znaczy, że wszystko jest możliwe. (Szedł z wami - taki starszy Pan z ogromną czołówką)
Nocnej nawigacji wogóle nie czułem. Czas był na styk.
Druga pętla już poszła lepiej. Jest też w tym Wasz niemały udział - mnóstwo nauczyłem się na Grand Prix. (cholera za często was chwalę )
No a Zawor to normalnie niedobry kolega zamiast zabrać kolegów na plecy to poszedł i ukończył - GRATULACJE (nieżyczliwi przesuneli Cie już na 15 miejsce)
Nic to na szczęście to nie był ostatni Harp.
Jeszcze raz gratulacje i pozdrowienia dla wszystkich.
Ryba

Jak Andrzej Olech (legenda - trener orientalistów Floty Gdynia) nie potrafi znależć PK3 to znaczy, że wszystko jest możliwe

Szukając 3PK mielismy Ryba okazje sie spotkać , ale również spotkalismy
tam mojego kuzyna - Pawła Zielińskiego moze jeszcze nie legenda
ale to on rysuje te wszystkie mapki do naszego GP, jak równiez jest trenerem orientalistów
z tymze w WKS Grunwald Poznań i jemu tez mapa w okolicy 3PK sie nie zgadzała, uwazał ze
tam po pierwsze mapa była skopana, a sam PK był przesuniety o 100m (co nieskromnie
mówiąc) tez zauwazyłem

pozdr
BB
teraz wyszły nowe vlepy takrze zachecam do kupna . wcozarj połowa mojich vlepek została wreczona kibocowi pasów wracajocego z poboru zima
a tu znalazlem taki fragmencik na napieraju:


Na Radunii mogło być "wesoło". Odcinek Jarem Radunii nie jest strasznie trudny technicznie, jednak należy do jednego z bardziej uciążliwych odcinków na szlakach kajakowych w Polsce. Część z nas miała okazję na Harpie pokonywać Radunię w poprzek po nieistniejącej kładce i miała okazję doświadczyć atrakcji, jakich może dostarczyć ta rzeka

a wiec to byla Radunia. polubilem te rzeczke, moje suche po niej buty takze

no i nie zapomnij koper - nie w plecaku miejsce bananow!

pzdr
mg
Mi też ta rzeczka na długo zapadnie w pamięć. Całe szczęście, że nie mieliśmy okazji poczuć jej mokrej strony:) A co do bananów - następnym razem biorę lodówkę turystyczną
Witam, popełniłem małą relację z naszych poczynań na Harpie, zapraszam do lektury

Jedziemy

Na miejscu zbiórki (Rondo Obornickie) dowiaduję się, że Bartek nie jedzie z nami. Szkoda, żal nam chłopa, że tak go w pracy męczą. Pakuję swoje klamoty do bagażnika i ruszamy. Po drodze Koper prezentuje nam zestaw wlep, który zabrał na wyjazd, przy okazji opowiadając o swych przygodach Płaczemy też ze śmiechu przy opowieści Marcina o jeździe rowerem po Zamku. Na postojach Sławek częstuje drożdżówkami, w planach mamy obiad przed startem. Wybór pada na zajazd w stylu country, gdzie Sławek zamawia żołądki a ja z Marcinem i Koprem wsuwamy „zestaw dnia” (nigdy nie bierzcie „zestawu dnia” w zajazdach country).

Baza

Parkujemy przed szkołą w Przodkowie- bazą rajdu. Ładny budynek, nowy, oryginalny, z piękną salą gimnastyczną. Pierwsze kroki kierujemy do sklepu- kupujemy picie, batoniki i jeszcze trochę picia. Z zakupami i plecakami idziemy się rozgościć na jednym z korytarzy, po czym ustawiamy się w kolejce do rejestracji w biurze zawodów. Tam pierwszy raz spotykamy maskotki tegorocznej imprezy- chłopaków w koszulkach Selekcji Szybkie podpisanie oświadczeń, każdy dostaje koszulkę z numerami, kartą startową itp. W szkole jest już sporo ludzi, w tym kilka znajomych twarzy. Mimo, iż do startu 3h, idziemy się przygotowywać. Szok! Na 2h przed startem odkrywam, że moja czołówka nie działa! Kiepsko to wróży. Chodzę więc po korytarzach i próbuję pożyczyć latarkę. Spotykam w końcu znajomą z poprzedniego Harpa i Gringo, która ratuje mnie małym „piwnicowym szperaczem”. Lecę jeszcze do sklepu kupić mu świeże baterie. Na 50 min przed startem zjawia się Bartek, zagęszcza mocno ruchy i na 10 min przed 21 udajemy się na start- pobliski stadion. Tu zebrało się już 600 tegorocznych uczestników. Czeka na nas 16PK, 100km i 24h limit. Na 5 min przed startem rzucają mapy i zaczyna się chaos. Każdy z naszej paczki ma numer z innego przedziału i musimy stanąć w różnych kolejkach- próbujemy krzyczeć, ustalić miejsce spotkania- na próżno.

Start!

Plan był prosty- od początku w czubie. Myślę więc, że Bartek i Sławek wydarli do przodu i robię to samo. Biegnę na początek stawki, ale nigdzie nie widać chłopaków. Wyciągam telefon- po którymś razie odbiera Sławek. Okazuje się, że zostali z tyłu i umawiamy się, że poczekam na nich na 1PK. Moja latareczka jest fantastyczna- potykam się o kamienie, wpadam do rowu z wodą (mokre papcie od 2km). Muszę się podczepić pod jakieś źródło światła, albo nie dotrę nawet do 1PK. Dobiegam do grupki z trasy mieszanej. Po kilku km motamy się w okolicy punktu i znajdujemy paśnik w lesie. Dzwoni telefon- to Sławek, są już na punkcie! Zgadzają się poczekać. Czuję, że PK jest prosto, ale grupa kieruje się w lewo- nie mam wyjścia, biegnę za nimi. Po chwili znowu stoję przy tym samym paśniku! Nazbierało się tu sporo ludu, m. in. Wiechor i Andrzej Sochoń. Mówię mojej grupce, żeby spróbować teraz prosto i… po chwili lądujemy na PK. Podbijam kartę, wpisuje czas i biegnę do chłopaków. Są Bartek i Sławek. Mówią, że byli tu jako jedni z pierwszych. Jest mi głupio, czekali jakieś 10min. Ruszamy na następny PK. W tym momencie orientuję się, że zgubiłem mapę! To już jest pech na pełnej linii. Przez myśl mi nie przychodzi, żeby się cofać- towarzysze chyba by mnie zdeptali. Bez mapy i lampki jestem zdany tylko na nich. Sławek nawiguje na kolorowej mapie bez zaznaczonych PK. Bartek kontroluje na czarno białej z punktami. Widać, że średnio się czuje- miał straszny tydzień w pracy. Ja staram się przydać jak mogę- wskazuję azymut, orientuję mapę, trzymam za szelki, kiedy czytają w marszu.
W drodze na 2PK musimy przeprawić się przez rzekę. Wychodzimy na nią 2km od najbliższego mostu:/ W tym momencie dzwoni zdenerwowany Marcin. Jest na 1PK (44 min za nami, 15 min przed limitem). Staram się z pamięci odtworzyć, jak stamtąd szliśmy, ale za mało pamiętam, więc daję słuchawkę Sławkowi. Po chwili znów przedzieramy się przez krzaki i dochodzimy do rzeki- tu już nie ma odwrotu- trzeba przekraczać. Buty w dłoń i wchodzimy, Zauważam po raz kolejny, że chłód na mnie nie działa na rajdach, jestem zbyt nagrzany walką. Gorzej z kamieniami na dnie. Au, aj, auć, aua. Ok, jestem na drugim brzegu. Staramy się założyć buty z możliwie małą ilością piasku i igliwia i ruszamy. Gdzieś przy wchodzeniu lub wychodzeniu parzę się pokrzywą w podeszwę, co stanie się tematem moich narzekań na najbliższe 3h. 2PK- podbić, czasy, baton, marsz. Bez żadnych ceregieli- to dobrze, nie lubię długo siedzieć na punktach. Gdzieś w drodze dostajemy SMSa, że Marcin i Koper nie zmieścili się w limitach, na chwilę nas to przygnębia. Mamy nadzieję, że nie zrażą się. Na leśnej ścieżce spotykamy grupkę orientalistów pod wodzą kuzyna Bartka (z tymi wielkimi Silvami biegną jak w dzień. Gaszę mój szperacz, żeby ich nie zawstydzić ) oraz Rybę. Podobno mapa w tym miejscu nie styka- nie wiem, nie mam Ostatecznie docieramy na PK3. Łykamy kolejne punkty w granicach 30-60 miejsca. Niektóre podobno „darem losu”. Nie wiem, jakimi wariantami idziemy, wiem tylko że panowie sprawnie nawigują i podają szybkie tempo. Wymieniam baterie w „latarce” i staje się nieco bardziej użyteczna. Na 4PK wyciągnęliśmy z Bartkiem kijki. Nie minęło 5km, a odkryłem, że jeden skrzywiłem. Choroba, świeży nabytek! Za to stopniowo mija mi stres, o to, że ich zgubię, nie dotrzymam kroku. Staramy się rozmawiać na luźne tematy- rajdy, rowery ect, co w końcu kieruje nas na temat jedynie słuszny- Selekcja! Ustalamy, że chłopacy przyszli tu zrobić 200km zamiast 100, a na każdym punkcie stają w kółeczku i pykają z nudów 30 pompek.
Świt zastaje nas w drodze z 6 na 7PK. Spotykamy po drodze starszego pana w dresie, bez plecaka, idącego z żoną za rękę. Oni też są z Harpa! Pełen szacunek. Jakie jest moje zdziwienie, gdy przed samym punktem dołącza do nas grupa… z Selekcji Opowiadają, jak to nie znają się na mapie i błądząc zrobią chyba 200km (gryzę wargę, żeby się nie roześmiać). To muszą być naprawdę twardzi goście- bez kompasu, bez nawigacji, bez jedzenia doszli do 7 punktu Co chwilę pytają, czy daleko do punktu i podbiegają 10m, żeby pokazać, że mogą. Bawią mnie chłopacy niezmiernie. Docieramy w końcu do ukrytej w krzakach 7 i zmykamy do bazy na przepak.

Przepak

Jest 8.35. Rzucam się na swoją karimatę i minutę leżę w bezruchu, po czym zabieram się za przygotowane jedzenie. Czuję się lepiej niż zakładałem, ale 50km nie przeszło bez echa. Sławek mówi, że nie pójdzie dalej, ma problemy ze stopami. Szkoda! Pętla z Tobą to była przyjemność. Bartek i ja chcemy ruszyć, choć karimatka, ciepło i jedzonko jakoś nie motywują do kolejnych 12h w lesie. Bartek smaruje się Ben-Gayem, ja wybieram Fastum. Sławek pożycza mi swoją czołówkę i przenosi nowe punkty na kolorową mapę. Łykam jeszcze Ibuprom Max, zapijam colą i sławkową kawą, batony, bukłak, świeże skarpetki i można walczyć. Wychodzimy około 9. W drzwiach mijamy się z Koprem i Marcinem, którzy dopiero teraz ( ) zostali zwiezieni do bazy. Wymieniamy 2 zdania (Marcinowi odnowiła się kontuzja) i lecimy.

Druga pętla

Mam mapę, więc mogę czynnie włączyć się w nawigację. Przy okazji staram się jak najwięcej nauczyć od Bartka. Suniemy drogą, potem pod lasem i w końcu środkiem pola. Widzę za nami jakąś ekipę. Nagle poczułem moc (podobno Ibupromu nie zapija się kawą ), dzielę się tym z Bartkiem. On zachęca, żebym pognał szybciej, jeśli mogę. Umawiamy się rozdzielić przy 9PK. Dogania nas widziana wcześniej ekipa. NO NIE! To Selekcja. Pytają, czy mogą się podczepić- bez entuzjazmu, ale zgadzamy się (przyjdzie mi pokutować ich towarzystwem za wszystkie dowcipy). Kilkaset metrów przed 9PK zamyślam się nad przyszłymi wariantami i skręcam w złą dróżkę. Po chwili wracam, Bartek patrzy na mnie z pobłażliwym uśmiechem. Na PK wyjaśniamy Selekcji, że ja będę szedł szybciej, ale Bartek lepiej nawiguje. Postanawiają trzymać się mnie. Chwilę rozmawiamy o wariancie na 10. Ja wolę krótki i trudny, Bartek sugeruje dalszy, ale pewny. Uścisk dłoni, wymiana spojrzeń i uciekam. Mam siłę biec, więc z niej korzystam. Selekcja i kilka osób (w tym starszy pan spotkany o świcie i kolega z Gringo) podążają za mną. Wybieram mimo rad Bartka swój wariant i staram się maksymalnie skoncentrować, żeby nie nawalić. Czuję się ciut odpowiedzialny za ludzi za mną. Na dłuższych przelotach próbuję rozmawiać z komandosami. Kilku z nich okazuje się sympatycznych. Jeden jest żołnierzem zawodowym i biega maratony, drugi całkiem dobrze radzi sobie z mapą. Starszy pan to jakiś urodzony biegacz, opowiada nam o swoich startach. Zauważam, że prawdziwa jest opinia, iż na Harpaganie często startują „czyści” biegacze i na trasie znajdują sobie nawigatorów. Słyszę nagle, że reszta grupki Selekcji żartuje sobie ze mnie- a to, że włosy za długie, a to, że tyłek za gruby, a to, że koszulka wystaje. W nagrodę podkręcam im tempo Po chwili jest już cicho. Bezbłędnie docieramy na 10PK. Bartka jeszcze nie było. Kolega z Gringo niestety pasuje, wysiadają mu nogi. Poganiam wszystkich na punkcie (nie ma odpoczywania, droga Selekcjo) i podajemy dalej. Na 11 wybieram wariant zrównoważony- nie za krótki, nie za trudny. Niestety- przegapiam zakręt drogi i lądujemy na chwilę za mapą, ale mija niewiele i jesteśmy tam, gdzie chciałem. Nadkładamy przy tym z 4km, więc w dalszej części wybieram agresywne wbicie na punkt „w poszukiwaniu straconego czasu”. PK11 stoi przy nieoznaczonej wycince, przez co z góry biorę go za drwali, ale już po chwili podbijamy tam karty. Na punkcie spotykamy grupę Wesołego Jędrusia (Andrzeja Sochonia), bardzo dobrego nawigatora, eksperta od setek. W grupie ma około 14 osób. Starszy pan sugeruje, żebyśmy do nich dołączyli. Mają wolniejsze tempo, ale do limitów dość daleko, więc zgadzam się. Ruszamy na 12PK w 20- osobowym tramwaju. Po drodze chcę zadzwonić do Sławka, żeby przekazać relację na forum, ale podejrzewam, że śpi. Dzwonię więc do Konrada, ale bez powodzenia. Chowam telefon i sunę w tramwaju, delektując się jękami kolegów z Selekcji. Mają już dosyć- co chwilę jeden chce zejść z trasy, ale inni, nie przebierając w słowach, wybijają mu to z głowy.
W tramwaju nie ma co robić. Kiedy więc od każdego nowego towarzysza dowiaduję się skąd jest i który raz na Harpie, zaczynam rozmyślać, czy się przypadkiem nie urwać na następnym punkcie. Rozmyślać- trochę za dużo powiedziane. Z czasem myśli stają się krótsze a używane słowa prostsze. W za długim zdaniu na końcu zapominam początku. Tak działa na mnie zmęczenie. Nie, literackie wypowiedzi i 100km marsz na orientację nie idą w parze. Na 12 szliśmy długo, a z każdą chwilą coraz bardziej się nudziłem. W końcu punkt- spojrzałem na mapę- droga na 13PK nie jest oczywista- dołem jeziora dużo nadkładamy, górą łatwo się zgubić. Zacisnę więc zęby i wytrzymam w tym „tłumie” jeszcze jeden punkt. Po drodze podchodzi do mnie jeden „twardziel” z S-teamu i pyta, czy też chcę iść wolniej, bo umiem nawigować i poszedłby ze mną. Po raz kolejny zagryzam wargę i zostawiam go w tyle Dzwoni Sławek i pyta o newsy z trasy. Mówi, że Bartek jest już w bazie. Po chwili oddzwania Konrad- przekaże moją pozycję na forum.
Na 13PK doganiamy czeską parę i dwóch Polaków, jednego ze znaczkiem Speleo na plecaku. Dostrzegam swoją szansę, podbijam kartę i ruszam w pogoń za nimi, to samo robią jeszcze 2 osoby. W grupce idziemy strasznie szybko, jeszcze trochę, a bieglibyśmy. Jak na 85km to niezłe tempo, ale odpowiada mi- chcę jak najwięcej trasy zrobić przed zmierzchem. W oddali majaczy jakaś postać w moro. Kiedy zbliżamy się, siada na kamieniu i zaczyna czytać mapę. Podchodzimy bliżej- to Koper! Wyszedł zaliczyć poza klasyfikacją punkty na 2 pętli. Akurat też zmierza na 14, więc zabiera się z nami. W pewnym momencie grupa rozdziela się. Czesi idą prosto przez pole, Polacy wolą pewny wariant drogami. Patrzę na mapę i nie widzę żadnego sensu pchać się przez pole. Gdzie oni idą? W tej chwili Koper uświadamia mnie- patrzyłem na PK10 a nie PK14! Na zgięciu mapy zatarł się numerek i kierowałem nas na zły punkt. Teraz wariant polem nabiera sensu- ruszamy za Czechami. Przez chwilę idziemy sami, ale doganiają nas…. Czesi! Gdzieś wtopili po drodze. Razem wpadamy na PK14, gdzie czeka na nas tramwaj Wesołego Wojtusia (w nim grupka z Selekcji, mocno już skancerowana). Zachodzę w głowę, jak znalazł się tam przed nami, ale jest mi to na rękę- dużo ludzi to dużo światła. Niestety, w latarce Kopra kończą się baterie, więc chłopak, lekko już zmęczony, siada na trawie i zaczyna je wymieniać. Moje ponaglenia nie robią na nim wrażenia. Kiedy kończy, po tramwaju i Czechach zostaje tylko wspomnienie. Mamy 3h na znalezienie ostatniego punktu i powrót do bazy, więc nie tracąc czasu mkniemy w dół górki, na której była czternastka. Droga na 15PK wiedzie przez gąszcz urywających się polnych dróg. Bardzo szybko się w nich plączemy. Nic mi się nie zgadza- mapa, kompas, teren- nic. Tylko te czachy w lesie patrzą na mnie dziwnie. A po co im baterie? Koper nie widzi czach, widać nie przeszedł jeszcze w ten stan. W końcu docieramy suchym rowem do miejsca, gdzie powinien stać PK. Nikogo- zaczynam wołać, czeszemy okoliczne zagajniki, nic. Koper już lekko zniechęcony. Decyduję się dojść do drogi, drogą do jakiegoś domu i zasięgnąć języka. Dobijamy do gospodarstwa, gdzie wśród ujadania psów starszy Kaszub uświadamia mi, że jesteśmy grubo „za blisko”. Przez chwilę odnajduję się na mapie, ale zaraz znów gubię pozycję. Zaczyna się nerwówka- zamiast skupić się na nawigacji, myślę, ile czasu mogę błądzić, żeby jeszcze zdążyć w limicie. Dostrzegam bagno po prawej- jest szansa! Jeśli za bagnem jest droga, to wiem, gdzie jesteśmy! Obchodzimy bagno (moczę buta, chyba 14 raz na tej imprezie) i wypadamy na drogę (Wiem, gdzie jesteśmy!), która po chwili urywa się na skrzyżowaniu (Nie wiem, gdzie jesteśmy!). Znikąd pojawiają się dwie czołówki- ludzie z Harpagana (Wiedzą, gdzie jesteśmy!). Mają koncepcję, jak dotrzeć na punkt, więc ruszamy za nimi. Biegiem docieramy do gospodarstwa, za którym zaczyna się poszukiwana dróżka do punktu. Po kilku minutach jesteśmy na PK15. Jest 20.00. Koper mówi, że tu zostaje- daję mu moje kijki (nie przydadzą się w biegu) i ruszam z nowymi kompanami do mety. Ja nie wiem, skąd na 97km trasy mamy siłę jeszcze biec. Nie trafiamy w dróżkę do Przodkowa, więc wybieramy obejście asfaltem- dokładamy z 2km, ale nie ma szans, byśmy się zgubili. Po drodze jeden z kolegów zahacza o sklep i dajemy już prosto do mety.

Gdzie ta meta?

Wbiegamy do szkoły. Podchodzę do obsługi:
- chcę oddać kartę.
- już chwileczkę.(czekam chwileczkę) Jaka trasa?
- piesza.
-to do Jadzi. (idę do Jadzi)
- chcę oddać kartę.
- ale zaraz, masz wszystkie punkty.
- no tak.
- to musisz iść na metę.
- a gdzie jest meta?
- dziewczyny, gdzie jest meta?
Dziewczyny nie wiedziały, gdzie jest meta (!). W końcu znalazła się ta jedna:
- zaprowadzę cię na metę, możesz biec?
- tak
Truchtamy przez salę gimnastyczną do bocznego wejścia. Na zewnątrz spostrzegam dmuchaną metę. Tak! To koniec! Ktoś mi czegoś gratuluję, ale nie mogę oderwać oczu od wielkiego czerwonego stopera. 23h 45min- zdążyłem, ukończyłem.

Do domu czas.

Idę w stronę naszych. Chłopaki mi gratulują, a ja rzucam się na karimatę. Dostaję dreszczy- czasem tak mam po wysiłku. Marcin patrzy na to zatroskany, pyta, czy wezwać medyków. Mówię mu, że za chwilę będzie ok i tak jest w istocie. Kilka minut leżenia i pora się ogarnąć. Biorąc zimny prysznic postanawiam nazwać swoje bąble na stopach (nie miałem czasu wysypywać piachu z butów, przez co mam kilka solidnych pęcherzy). Jedząc zimnego kotleta wyobrażam sobie, jak smakował ciepły. Pora teraz na oficjalne zakończenie. Na losowaniu dopełnia się mój fart i wygrywam plecak. Moje kuśtykanie na scenę uzupełnia trafny komentarz „To pewnie trasa piesza”. Odbieram Certyfikat Harpagana i dyplom ze źle naniesionym czasem. Koniec części oficjalnej, można ruszać do domu. Szybko się pakuję i po chwili już śpię w samochodzie. Z drogi powrotnej pamiętam kilka przebudzeń, że coś piłem i że mówiłem głupie rzeczy („Czy zgodzicie się wdrożyć tu system kilkusekundowego otwierania drzwi na postoju w celu przewietrzenia tego pojazdu?”).

Harpagan to fajna, ciekawa, ale też mocno dająca w kość impreza. W tym roku bawiłem się na niej świetnie- w doborowym towarzystwie, z wieloma przygodami (jestem jedną z niewielu osób, które ukończyło ją bez mapy i latarki:)). Z pewnością wrócę na kolejną edycję, lecz chyba już na trasę mieszaną.
Dla zainteresowanych:
Jadłem wiele batoników Corny i Lion Energy (minimum 10 na trasie) i 2 bułki na przepaku.
Piłem hipotonik Maxim (po ok. 2 litry na pętlę) oraz sok pomarańczowy, colę i kawę na przepaku.

Ustalamy, że chłopacy przyszli tu zrobić 200km zamiast 100, a na każdym punkcie stają w kółeczku i pykają z nudów 30 pompek.

80 pompek Marku, 80!!

a tak serio to fakt, ze za dojscie na mete nalezy im sie szacun. za postawe i wizerunek niestey nie ale mysle, ze nasze zdanie nie jest dla nich najwazniejsze.

swietna relacja, szybko sie czyta. nie sadzielm ze koncowa byla az tak nerwowa. jeszcze raz gratulacje Tobie i Rybie - tytul harpagana jak najbardziej zasluzony.

harp w kilku slowach:
- komandosi z selekcji
- obiad w barze country
- banany
- wlepy kolejorza

pzdr
mg
No panowie:) Jak się to czyta to się już nie można doczekac wiosennej edycji:) Ktoś jeszcze zamierza startowac???
yo napewno a marcina zaciagne i tak na start .
co do omamów złapały mnie jak zostałem sam wracajac z 15 pk do bazy
nie wiem czy ktoś już widziała ale na stronce harpoa są już fotki jak narazie na zadnej z nich nas nie znalazłem ale może wam sie uda .pozdro
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • reszka.htw.pl
  • All right reserved.
    © Internet to potęga ÂŤ Obserwuję, myślę, piszę – serwis Goldenrose