ďťż

MINI BWC

site
Internet to potęga « Obserwuję, myślę, piszę – serwis Goldenrose
Słuchajcie tak sobie analizowałem najblizsze weekenedy
i wyszło mi ze 21-22.01 mam wolny - co prawda dzisiaj dostałem info
o imprezie instruktorskiej, ale nie mozna być wszedzie ...

We wspomniany weekend jest mini BWC w Kowarach i jestem
na tą chwilę zdecydowany sie tam wybrać - moje pytanie brzmi
- czy jest ktos jeszcze chetny - mozna startować solo lub dwójkami
(meskie i mix) koszt to 50 zł od osoby + przejazdy przy dwóch osobach
sądze ze nie wiecej niz 75 zł co razem daje ok 125

reszta info na stronie
http://www.adventurerace....c/regulamin.htm

Ja traktuje te zawody jako czysty trening wiec smiało - moze to być
osoba/osoby bez większego doswiadczenia w AR, osoba młoda, kobieta
wazne zeby posiadała swój rower
- uwaga przy problemach finansowych istnieje mozliwosc partycypacji
kosztów podróży

to co decyduje sie ktos na wyjazd?

pozdro
BB


BArt pogadam z Moniką, bo nie brałem mini BWC pod uwagę - dam znać w niedzielę.

Trochę się zgapiłem, bo nie brałem go pod uwagę myśląc o tym, że będzie dłuższy (w sensie dni).

A ciebie ta trasa z nartami interesuje??
No ja tez nie brałem pod uwage - poprostu mam wolny weekend
- wiesz taki spontan
Co do nart to hmmm w sumie bym chciał ,
ale jeszcze nie tym razem ...

Jak jest ktos jeszcze chętny to smiało moze zbierze sie silna ekipa

BB
No i chyba Skoda by była jakby co


Zagadam z kuzynem w sprawie bagażnika na rowery ...
rozumiem ze skoda by była - auto, oraz skoda by było wolnego weekendu

BB
No nie ukrywajac ja mialem w planach pojechac na mini BWC, aczkolwiek troszke teraz nie mam funduszy na to :(:( Tak wiec ja odpadam !!!

pozdro
lg
Jeśli Bart byśmy jechali w dwóch to dwa rowery do Fabii wejdą , jeśli więcej chłopa to mamy problem (trzy chyba tez).
Po drugie mnie urządza powrót w sobotę po imprezie, tak by być o ok. 3 - ej (może wcześniej) w domku.
O której Bart startujemy? ?

Kto zgłasza?

Kto jeszcze jedzie?

Rowery wejdą do tyłu Fabii - spoko

Trzeba ustalić wszystko jak należy - by nie mieć zgryzu potem, choć to tylko 60 km
No coż w wyniku braku odzewu pozostałych osób informuje
ze na mini BWC jedziemy tylko Sławol i ja.
Oczywsicie reprezentujemy team :
- HKS HADES FLA.PL
co prawda wyjazd ma forme treningu, ale pomimo wszystko liczymy
ze bedziecie trzymać za nas kciuki

BB
Kciuki trzymajcie i sprawdzajcie on-line na napieraju może bedzie transmisja

To wtedy niech ktoś da znać Monice o tym

Bo jakby ktoś był zainteresowany, to możemy przez komórkę parę smsów podesłać
Oczywiście będziemy trzymać kciuki z całych sił! Tym bardziej, ze moim zdaniem mozecie tam o całkiem dobre miejsce powalczyć . Jak najbardziej mozecie słąć smsy! Byłoby ekstra. Choć wiem, że to trudne. Ja nie mogłem wysłać podczas bielika żadnej ski, bo ciagle w biegu i szkoda czasu było
Jeszcze raz powodzenia!

kR
Witam!
Właśnie dostałem info od chłopaków z Kowar.
Generalnie raczej są z tyłu stawki, ale za to w szalenie pozytywnych humorach...
z tego co zrozumiałem, to wyruszyli właśnie na 17km trekku i mają na to 5h, czyli do zrobienia, ale rower był baaaardzo extreme .

kR
Trzymamy kciuki!! Zróbcie to dla babci, zróbcie to dla dziadka .
ale dzisiaj jest dzien babci a nie babci i dziadka
ale tez trzymam kciuki
Jak zwykle sie czepiasz szczegółów!! Ale jutro jest Dzień Dziadka!!
a od czego omnie masz??
Wiadomość z 19:44! HKS HADES FLA.PL ukończył na 6 lub 7 m-cu trasę! Gratuluję chłopakom, bo patrząc na obecne warunki musieli sporo z siebie dać, by ukończyć ten rajd i do tego jeszcze w górskich warunkach!
Czekamy zatem na powrót i relację z trasy .
Jeszcze raz gratuluję!

kR
sa juz szczegolowe wyniki !! zapraszam na stronke!

http://www.adventurerace....iki_mini_e1.xls

A wam panowie gratuluje daliscie rady! No, a Ty Bartku przynajmniej wiesz juz jak bedzie na Berksonie
lg
Congratulations
Jak zwykle pokazaliscie ze HKS rzadzi
Pelen SZACUNEK
no gratulejszon ukonczenia i to z takim wynikiem
szacuken dawa
no w końcu wstałem ...
Dzieki za gratulacje
Co do relacji to pewnikiem nieco bardziej obszernie rozpiszemy sie ze
Sławkiem na dniach ...

Teraz w telegraficznym skrócie:

- rower zimą i po górach to zupełnie inna bajka
- osoby postury żubra muszą zabierać ze sobą rakiety śnieżne
- nawigacja banalna same szlaki (piesze i rowerowe) liczyła sie tylko
mocna łyda aczkolwiek gdy zrobiło sie ciemno to jedyna droga prowadziła
po sladach (ciekawe jak szli pierwsi ), dlatego troszke się niepokoiłem
gdy momentami wiatr je zacierał
- ogólnie zawody jako forma trennigu sprawdziły sie kapitalnie naprawde
polecam, moze nie mamy jakiegos wysokiego miejsca i dobrego czasu,
ale zdobyte doswiadczenie powinno zaprocetować w nadchodzących
zawodach
- no i zapomniałbym dodać ze udzielilismy wywiadu dla radia wrocław,
oraz dla programu ZIG ZAP - trans sport
Niedziela 29.01.2005 - godzina 11.30

BB
no to mieliscie fajne jazdy jak juz nie bylo idac zadnego sladu
a tak po za tym jaka byla mniej wiecej temp??
Ja również Wam gratuluję. A wiecie kiedy będziecie na Zig Zapie?
juz bartaq napisal ze w niedziele 29.01.06 o 11:30
no hej

Żubry powinny w zimę spać a nei biegać po górach.

Spoko było, że hej

Jakby mnie Flapi informował, o przenosinach postów i forum to pewnie bym coś skrobnął wcześniej, a wstałem 6 godzin przed Bartkiem

No było fajnieeeeee, parę razy leżeliśmy, jedna guma była do wymiany, śniegu różnie: od zera do dwóch metrów, wiatr na szczytach powodował, że kurtka zamarzała, na szagę po lesie w górach też można byle łeb na karku miec (a mieliśmy), choć Legolasy muszą żubry z rowów wyciągać

Poza tym fajnie, że ukończyliśmy - bo troszku by wstyd było

Napiszemy jakąś relację.

Jedno co mam jako minus to własną wagę ten przytyk o rakietach trafiony w 100% !!!!!

no ale czas pobiegać, choć może nie niech siętroszku ociepli tak do -10
Puszczam opis bez Bartka - sorry ! Pomyślałem, że trzeba by już napisać, a poza tym konsultowałem z Kondziem i wyszło nam, że najwyżej poużywasz sobie więcej na mnie .

Pomysł

Bartas rzucił pomysł na 11 dni przed imprezą, i gdybym nie zajrzał na stronkę to bym się nie zdecydował, byłem przekonany, że impreza jest 3 – dniowa. A tu niespodzianka 12 godzin od 8:00 rano w sobotę. Po tym jak Monika zobaczyła na GP w Wiórku „nakręcenie” ekipy na biegi i ilość ludzi – problemów z dogadaniem się – nie miałem .

Dojazd

Niby nic wielkiego dojechać, ale po pierwsze ślisko jak diabli – do Leszna jechaliśmy prawie dwie godziny – tak wolno nigdy nie jechałem, po drugie nie zabraliśmy mapki dojazdowej więc w samych Kowarach trochę błądziliśmy – poznając miasto co się przydało na drugi dzień oczywiście. Wysiadając z autka okazało, się że jakaś morda się gapi z auta obok, na mnie i oznajmia: „Sławek Jenek – nie mogę!!”. Skąd ja go kurde znam??? I on mnie??? Okazało się potem, że to jeden z naszych Repów z firmy , ale przez dobę myślałem, że kumpel z wojska;-))))))).

Odprawa

Też niby nic wielkiego, ale jak się okazało, to wcale nie tak to sobie wyobrażałem, bo mapki dali nam na odprawie wieczorem w piątek, co spowodowało ogólną radochę i wymyślanie tras. My oczywiście też wymyśliliśmy swoją – i z grubsza się jej trzymaliśmy – tak w 80 %, oprócz tych momentów kiedy Bartek chciał mnie zabić !

Start

No oczywiście, żeby nie było, że my ze wsi - przed startem udzieliliśmy wywiadu dla Radia Wrocław (chyba ).

Pierwszy punkt – przełęcz Okraj.

Po starcie z rynku w Kowarach Bartas pognał za Salomonami, a ja zaliczyłem studzienkę kanalizacyjną i w sumie wyjeżdżałem ostatni z rynku ;-/. Za miastem zaraz pod górkę po szosie więc nie jest źle. Tu nadmieniam, że w tym roku zaliczyłem na rowerze 10 km, a w poprzednim - ostatni raz jeździłem gdzieś w październiku i to krótkie dystanse. Po jakiś 2 km zaczęły się serpentynki i powoli acz systematycznie poruszałem się do przodu. Bartas pewnie klął na mnie za ślimacze tempo, ale w sumie ostatni nie byliśmy . Poza tym liczyłem na etap pieszy – tam odrobimy! W pewnym momencie skończył się asfalt – zaczął śnieg. Po ubitym trudno bo trudno ale da się jechać po sypkim – przypominającym piach na plaży - się nie da!!! Koło buksuje, kierownica skręca w boku i stoisz zamiast jechać. Po półtorej godzinie dojechaliśmy na 10,4 km czyli przełęcz Okraj. Bartas podbił kartę, ja sprawdziłem czy rower stoi po nie tej stronie zaspy co trzeba i drogę.

Drugi punkt – sztolnie uranu.

Tym razem spadamy w dół, więc jest szybciej. Ale szybciej to nie znaczy bezpieczniej i... Bartas leży. Po 50 metrach stwierdza ubytek powietrza w przednim, no to pompa. Po dalszych 30 metrach powietrze dalej schodzi - no to zmiana ;-(. I wtedy się przydałem po raz pierwszy. Troszku więcej ostatnio dętek zmieniałem (wózek córki mam używany!) więc szybko poszło – choć wopista czy leśniczy nas op..., że na zakręcie takie rzeczy robimy. Ale dlaczego Bartek twoja dętka tak brudzi to nie wiem do dziś . Wg mapy w dół leci jakaś ścieżka no to czemu nie?? Otóż nie bo po pierwsze nie ma jej w realu (może bez śniegu jest?), po drugie nawet jeśli jest to i tak śniegu z półtora metra więc poszliśmy w takie zaspy, ze z jednej sam nie wyszedłem – dzięki Ci Bart za pomoc! Bartek miał mnie pewnie dość, ale na punkt trafiliśmy tuż przed ekipą, która nas wyprzedziła przy zmianie opony. W sztolni punkt pikuś i już lecimy w dół do Kowar.

Trzeci punkt - leśniczówka Jedlinki

No i jak to w przyrodzie bywa duży jestem, masę mam to i Bartka z górki wyprzedziłem . Po czym miałem trzy piękne wywrotki. Bartas chyba też. Pierwszy raz miałem cykora przy zjeździe, bo my w dół ile się da, ale autka jadą obok i jak się przewracam to nie mam pewności, że pod jakieś nie wlecę! W końcu wpadamy do Kowar, tam szybko na żółty szlak – tu się przydałem jako nawigator ;-]. Znowu śnieg i nie da się jechać, ale o dziwo pieszo idę szybciej niż Bartek jedzie . Do punktu docieramy i niespodzianka (tu Bart ma zdjęcie na oficjalnej stronie): Bartek udzielił wywiadu do TV – ma facet farta i gadane ))).

Czwarty punkt – Krucze skałki.

Lecimy w dół i wywijam takiego pięknego orła przez kierownicę, że aż żałuję, że ta TV została na górze. W miasteczku (jak się toto nazywa - Krzaczyna???) jakiś klient pokazał nam skrót;-). No skrót zielonym szlakiem jest, ino trza rower pchać, albo nieść. Bartek wkuty, ja nie bardzo – w sumie po kilometrze pchania lecimy z górki asfaltem więc nie jest źle. Punkt jest przy skałkach. Punktowy mówi, że pewnie dogonimy ekipę przed nami, bo oni nie zabrali dodatkowej mapki na punkt piąty.

Piąty punkt – ruiny w Bukowcu.

Nie potrzebujemy tej dodatkowej mapy, bo znam teren w Bukowcu nieźle. Oprócz zimowiska byłem tam kiedyś prywatnie. Lecimy przez Karpacz jak wariaci w dół, przez las i wypadamy na znajomą krzyżówkę w Kostrzycy. Stamtąd ja prowadzę pod ruiny, ale na końcu się okazuje, że trzeba wlecieć na górkę, więc rower na plecy i jazda!

Punkt szósty – przepak – Kowary szkoła.

Droga nudna i prosta – troszku pod górkę i w sumie to klnę na Bartasa bo leci, a ja mam jakby kryzys! Ale w sumie nawiguje rewelacja więc jesteśmy szybko na przepaku. Tam szybka zupa, szneka, przebieramy co się da. Ekipa co nie zabrała mapy dopiero po nas wpada na przepak – zgubili się – więc biorą mapę i w drogę. No to ostatni nie będziemy! Dzwonimy do Kondzia – on na zajęciach i w drogę z buta.

Szósty punkt – przełęcz Okraj.

W sumie to psychicznie niezła schiza najpierw na ten punkt rowerem pod górkę teraz z buta. Inna droga ale i tak cosik głupio. Napieramy jak się da. Ja z mapą, Bartas z tyłu – jakiś kryzysik ma chłop. No w sumie nie wygramy – ale możemy jeszcze zaliczyć. Na podejściu pod samą przełęcz po śniegu wychodzi brak rakiet. Zapadam się po kolana i idę wolniej niż Bartek. Na górze sprawdzamy kartę punktowych i wiemy, że mamy w najgorszym razie 7 – me miejsce.

Siódmy punkt – przełęcz Sowia

Trzeba wleźć na Czoło (1268 mnpm) i idę jak ślimak zapadając się co chwila. Robi się ciemno i czołówki na głowach świecą, śnieg zacina temperatura leci na łeb na szyję, wiatr szaleje. Na szczycie mamy dwie godziny 40 do limitu. A drogi niespecjalnie ubywa. Na następnym szczycie mijamy ekipę mixa – podają gdzie jest punkt i że nie ma punktowego. Walimy teraz w dół, ale Bartas do przodu wydarł, a ja idę po to by miał ślady, po których można wracać, bo po 5 minutach ślady są zasypane i ich nie widać! A o szlaku zapomnij. Wolę nie myśleć ile śniegu pod nami i boję się o kurtkę bo do tej pory byłą mokra, a teraz zamarza i może pęknąć przy każdym ruchu, co oznacza dziurę przy potężnym mrozie i wietrze!!!. Bartas zwija punkt i wspinamy się z powrotem na górkę.

Ósmy punkt - leśniczówka Jedlinki

Plus taki, ze spadamy w dół pomiędzy drzewa i nie wieje, poza tym w dół po śniegu nawet bez rakiet jest szybko, szybciej niż wskazują drogowskazy!!!. Po wyjściu na szeroką drogę walimy ile sił w nogach, ale nie mamy butów do biegania, więc km robimy pewnie w jakieś 7 minut. Wybiegając na jeszcze szerszą drogę orientuję się, że wszystkie ślady i patrole poleciały za daleko jakieś 300m i leśniczówka jest po lewej nie po prawej jak powinniśmy wyjść. Podbijamy i spadamy w dół.

Punkt dziewiąty - meta – Kowary szkoła.

Po drodze robotnicy leśni drą ryja „w lewo!!”. I w sumie chyba mają rację. Omijamy płaski etap z rowerowego i spadamy do Kowar jakąś szeroką aleją, że dwa czołgi by się zmieściły obok siebie. Pies mijany jest na smyczy więc bez problemów dobijamy do miasta. Tam już na luzie wpadamy na metę. A na metr przed - podajemy sobie ręce i przekraczamy metę! Uścisk graby obsługi i jest !!! zaliczone w czasie!!!

Powrót.

No nic wielkiego, choć trochę zmęczeni byliśmy bo nam nawigacja szwankowała w autku ). Ale satysfakcja została!!! Teraz panowie na Was czas na BWC. Trzymam kciuki!!!
Fajna relacja! Całkiem przyjemnie się ją czytało . Czekamy teraz na Bartka relację.

Jeszcze raz gratuluję 6-tego miejsca(coś ostatnio lubi nas ta liczba), a na BWC rzecz jasna też powalczymy, choć przede wszystkim o przetrwanie, choć może i miejsce... Ale kto to wie....

kR
http://www.bergson.pl/worldnews.jsp?id=36
Polecam ten link. Fajnie jest zobaczyć znajome twarze na stronce Bergsona, ale nie zawodów, tylko FIRMY BERGSON .

kR
wlasnie obejrzalem na ZIG ZAP'ie program o mini BWC i widzialem was pare razy.........glownie Squacker'a ae ty zato udzieliles wywiadu :]

wlasnie obejrzalem na ZIG ZAP'ie program o mini BWC i widzialem was pare razy.........glownie Squacker'a ae ty zato udzieliles wywiadu :]

Hmmmmm ma ktoś Squackerka na VIDEO? AVI? a może w innej formie?

Bo Squackerek nie ma kablówki, chyba, że ZZ przez neta znajdę??? Ktoś ma info takie wiedze??
No mam relacje z ZZ na VHS - wiec jakby co trza zripować

BB
Pomysł

Bartas rzucił pomysł na 11 dni przed imprezą, i gdybym nie zajrzał na stronkę to bym się nie zdecydował, byłem przekonany, że impreza jest 3 – dniowa. A tu niespodzianka 12 godzin od 8:00 rano w sobotę. Po tym jak Monika zobaczyła na GP w Wiórku „nakręcenie” ekipy na biegi i ilość ludzi – problemów z dogadaniem się – nie miałem .

Jako żem człowiek sciśle na terminarzu żyjący, to plany na rok 2006 poczyniłem i tak sobie funkcjonowałem w pełnym szcześciu i zadowoleniu, aż do dnia gdy na serwisie napieraj.pl ujrzałem ichni kalendarz i ku memu zdziwieniu plany weekendowo imprezowe jakos do moich nie pasowały. Nie czekając na nic rzuciłem info na nasze forum i czekam, może ktos się jeszcze zgłosi..., co bardziej uwazny czytelnik naszego forum pamieta ze tylko Squacker czyli Sławol wykazał chęć i w takim to składzie ruszyliśmy z Poznania

Dojazd

Niby nic wielkiego dojechać, ale po pierwsze ślisko jak diabli – do Leszna jechaliśmy prawie dwie godziny – tak wolno nigdy nie jechałem, po drugie nie zabraliśmy mapki dojazdowej więc w samych Kowarach trochę błądziliśmy – poznając miasto co się przydało na drugi dzień oczywiście. Wysiadając z autka okazało, się że jakaś morda się gapi z auta obok, na mnie i oznajmia: „Sławek Jenek – nie mogę!!”. Skąd ja go kurde znam??? I on mnie??? Okazało się potem, że to jeden z naszych Repów z firmy , ale przez dobę myślałem, że kumpel z wojska;-))))))).

Trasa rzeczywiscie koszmarna, przebiegała powoli aczkolwiek systematycznie, ja po całym tygodniu ciezkiej pracy – już w samochodzie zacząłem się relaksować i cieszyć zbliżającym się weekendem w górach i co ważniejsze mini zawodami adventure racing

Odprawa

Też niby nic wielkiego, ale jak się okazało, to wcale nie tak to sobie wyobrażałem, bo mapki dali nam na odprawie wieczorem w piątek, co spowodowało ogólną radochę i wymyślanie tras. My oczywiście też wymyśliliśmy swoją – i z grubsza się jej trzymaliśmy – tak w 80 %, oprócz tych momentów kiedy Bartek chciał mnie zabić !

No po Bieliku i ogólnych tendencjach jakie panują w Polsce i na świecie podczas imprez AR spodziewałem się że mapy dostaniemy dzień wcześniej – wszak AR to nie orienteering i az tak rygorystycznie się do spraw mapy nie podchodzi. Trase ze Sławkiem sobie obgadaliśmy choć kładąc się spać zastanawiałem się tylko nad wariantami trasy rowerowej, czy lepiej nieco krócej ale z rowerem na plecach, czy na około ale drogami... Jeśli mam być szczery do tej pory sam nie wiem co było korzystniejsze

Start

No oczywiście, żeby nie było, że my ze wsi - przed startem udzieliliśmy wywiadu dla Radia Wrocław (chyba ).

Na starcie 15 minut przed godziną zero spodziewałem się duzej ilosci organizatorów, troszke fotoreporterów, i może jakis gapiów choć jak kto woli kibiców Niestety na starcie na rynku w Kowarach byli tylko zawodnicy, kilku orgów i nie nadmuchany balon z napisem START, pomyślałem no cóz sztuka improwizacji i zapewne start się nieco opóźni, ale o dziwo o 7.55 (5 min przed startem) wszystko było gotowe łącznie ze sprawdzeniem listy obecności. Równo o godz. 8.00 nastąpił masowy start

Pierwszy punkt – przełęcz Okraj.

Po starcie z rynku w Kowarach Bartas pognał za Salomonami, a ja zaliczyłem studzienkę kanalizacyjną i w sumie wyjeżdżałem ostatni z rynku ;-/. Za miastem zaraz pod górkę po szosie więc nie jest źle. Tu nadmieniam, że w tym roku zaliczyłem na rowerze 10 km, a w poprzednim - ostatni raz jeździłem gdzieś w październiku i to krótkie dystanse. Po jakiś 2 km zaczęły się serpentynki i powoli acz systematycznie poruszałem się do przodu. Bartas pewnie klął na mnie za ślimacze tempo, ale w sumie ostatni nie byliśmy . Poza tym liczyłem na etap pieszy – tam odrobimy! W pewnym momencie skończył się asfalt – zaczął śnieg. Po ubitym trudno bo trudno ale da się jechać po sypkim – przypominającym piach na plaży - się nie da!!! Koło buksuje, kierownica skręca w boku i stoisz zamiast jechać. Po półtorej godzinie dojechaliśmy na 10,4 km czyli przełęcz Okraj. Bartas podbił kartę, ja sprawdziłem czy rower stoi po nie tej stronie zaspy co trzeba i drogę.

Byłem mocno nagrzany na impreze wiec start musiał być mocny, dlatego ostro ruszyłem z kopyta, pomyślałem ze Remik Nowak ze Speleo startuje z kobietą i az tak szybko nie pojedzie dlatego postanowiłem ze wsiąde mu na ogon a Sławol niech tylko za mną jedzie i będzie dobrze. Ruszyłem i dusze, o dziwo daje rade i jestem z przodu stawki tuz na kole Remika – myśle jest pieknie i grzeje nie obracjąc się za siebie, po ok. kilometrze obracam się i Słowola niewidze, zwalniam i wówczas pierwszy i jedyny raz przyszła mi ochota żeby Sławola zabić ..., przepuściłem sporo ekip i oglądam się za siebie gdzie jest Sławol. Pewnikiem ci co mnie mijali widzieli piane wscieklizny w kącikach moich ust gdy już prawie wszystkich przepuściłem moim oczom ukazała się postać żubra na rowerze, wówczas pomyślałem ze żubry to się do Strong Menów bardziej nadają niż do jazdy na rowerze. W tym momencie cała złość już mi przeszła i przypomniałem sobie ze jestem tu z pobudek czysto trennigowych, uśmiechnąłem się w duchu i ruszyłem przed siebie, az do mementu gdy zaczął się snieg; wówczas juz tak szybko nie było choć cały czas czułem ze mogę ostro zapodawać z łydki, aż do samego punktu

Drugi punkt – sztolnie uranu.

Tym razem spadamy w dół, więc jest szybciej. Ale szybciej to nie znaczy bezpieczniej i... Bartas leży. Po 50 metrach stwierdza ubytek powietrza w przednim, no to pompa. Po dalszych 30 metrach powietrze dalej schodzi - no to zmiana ;-(. I wtedy się przydałem po raz pierwszy. Troszku więcej ostatnio dętek zmieniałem (wózek córki mam używany!) więc szybko poszło – choć wopista czy leśniczy nas op..., że na zakręcie takie rzeczy robimy. Ale dlaczego Bartek twoja dętka tak brudzi to nie wiem do dziś . Wg mapy w dół leci jakaś ścieżka no to czemu nie?? Otóż nie bo po pierwsze nie ma jej w realu (może bez śniegu jest?), po drugie nawet jeśli jest to i tak śniegu z półtora metra więc poszliśmy w takie zaspy, ze z jednej sam nie wyszedłem – dzięki Ci Bart za pomoc! Bartek miał mnie pewnie dość, ale na punkt trafiliśmy tuż przed ekipą, która nas wyprzedziła przy zmianie opony. W sztolni punkt pikuś i już lecimy w dół do Kowar.

Spadając w PK1 na PK2 czułem ze będzie nieco lepiej bo w dół – jak się okazało były to tylko mylne odczucia – po jakims 1km jazdy wywaliłem się na zakrecie i o dziwo złapałem „pane”, troszke się poirytowałem, gdyż ostatni raz zmieniałem dędkę z dobre 3-4 lata temu i gdyby nie pomoc Sławola a w szczególnosci jego łyzka – cała operacja trwała by o wiele dłuzej, tymbardziej ze rece niedosc ze uwalone od dędki to powoli zaczęły sztywnieć na mrozie. Po zmianie dędki dalej ruszylismy w dół szukając przecinki, która umożliwi nam skrót żeby zyskać sporo km, wg mapy wyszło nam ze to przed zagajnikiem ale żadnych śladów nie widać, miałem mnóstwo wątpliwosci i straciłem pewność siebie czy dobrze robimy – nie miałem wczesniej żadnego doświadczenia w sciganiu po górkach w zimie Jak się okazało był to sredni pomysł gdyz az do samego punktu przyszło nam prowadzić rowery zaliczając przy tym kilka zasp i napewno tracąc sporo energii. Sam punkt okazał się banalny – sztolnia miała wejscie komercyjne, wszystko oświetlone i zbyt daleko nie trzeba było szukać, a wiec szybko ruszyliśmy dalej ...

Trzeci punkt - leśniczówka Jedlinki

No i jak to w przyrodzie bywa duży jestem, masę mam to i Bartka z górki wyprzedziłem . Po czym miałem trzy piękne wywrotki. Bartas chyba też. Pierwszy raz miałem cykora przy zjeździe, bo my w dół ile się da, ale autka jadą obok i jak się przewracam to nie mam pewności, że pod jakieś nie wlecę! W końcu wpadamy do Kowar, tam szybko na żółty szlak – tu się przydałem jako nawigator ;-]. Znowu śnieg i nie da się jechać, ale o dziwo pieszo idę szybciej niż Bartek jedzie . Do punktu docieramy i niespodzianka (tu Bart ma zdjęcie na oficjalnej stronie): Bartek udzielił wywiadu do TV – ma facet farta i gadane ))).

Po tym odcinku przekonałem się ze na duzego Bergsona musze mieć opony z kolcami, gdyż zaraz po starcie zaliczyłem dwie w sumie dosc powazne gleby, a każde hamowanie tylnym kołem kończyło się brakiem kontroli nad rowerem i tak az do Kowar – tam troche czarnego asfaltu wiec jedzie się dobrze, wyjeżdżając znowu trafiamy na duze pokłady sniegu i rzeczywiscie jest tak ze na niektórych odcinkach szybciej się prowadzi rower niż na nim jedzie, ale w końcu udaje się dopaść PK 3, tam tarcimy kilka minut na wywiad dla TV Zig Zap, ale z tego co pamiętam to orgowie zawsze proszą o poświęcenie czasu dla mediów wiec specjalnie nie robiłem z tego problemu

Czwarty punkt – Krucze skałki.

Lecimy w dół i wywijam takiego pięknego orła przez kierownicę, że aż żałuję, że ta TV została na górze. W miasteczku (jak się toto nazywa - Krzaczyna???) jakiś klient pokazał nam skrót . No skrót zielonym szlakiem jest, ino trza rower pchać, albo nieść. Bartek wkuty, ja nie bardzo – w sumie po kilometrze pchania lecimy z górki asfaltem więc nie jest źle. Punkt jest przy skałkach. Punktowy mówi, że pewnie dogonimy ekipę przed nami, bo oni nie zabrali dodatkowej mapki na punkt piąty.

Spadajac w dół miałem już troszke obcykane jak jechać tzn przy newralgicznych miejscach jedną stopą cały czas kontrolowałem podłoze zabezpieczając się przed upadkiem i patent okazał się dobry. Dojechaliśmy to krzyżówki i tam odbilismy w zielony pieszy szlak – oj nieszło tam zbytnio jechać rowerem i byłem wkurzony ze znowu musze prowadzić rower, ale chęci do napierania mnie nie opuszczały, dlatego jak wyjechalismy na asfalt to zrobiło nam się całkiem przyjemnie i można było przydusić. Na punkcie przyjemna – krótka gatka z punktowym, że jak depniemy to dogonimy ekipę przed nami mają przewage jakies 15-20 min

Piąty punkt – ruiny w Bukowcu.

Nie potrzebujemy tej dodatkowej mapy, bo znam teren w Bukowcu nieźle. Oprócz zimowiska byłem tam kiedyś prywatnie. Lecimy przez Karpacz jak wariaci w dół, przez las i wypadamy na znajomą krzyżówkę w Kostrzycy. Stamtąd ja prowadzę pod ruiny, ale na końcu się okazuje, że trzeba wlecieć na górkę, więc rower na plecy i jazda!

Po raz pierwszy mogliśmy w miare przydusić – bo sporo szosy i to czarej, do krzyzówki w Bukowcu nawigacja banalana zapodaliśmy ostro z łydki, po drodze upewniłem się miejscowego czy ta droga prowadzi do wioski przez którą można sporo nadrobić, ten kiwnął mi na potwirdzenie jakbym był jego kumplem z baru, co rozbawiło mocno Sławola Od krzyżówki – była dodatkowa mapa, ale Sławol znał teren i ruszylismy bez mapy az do ruin, a tam jak to kiedys zamki budowano czyli górka no i trzeba było wjechać na górke..., no cóż po raz kolejny miałem rower na plecach

Punkt szósty – przepak – Kowary szkoła.

Droga nudna i prosta – troszku pod górkę i w sumie to klnę na Bartasa bo leci, a ja mam jakby kryzys! Ale w sumie nawiguje rewelacja więc jesteśmy szybko na przepaku. Tam szybka zupa, szneka, przebieramy co się da. Ekipa co nie zabrała mapy dopiero po nas wpada na przepak – zgubili się – więc biorą mapę i w drogę. No to ostatni nie będziemy! Dzwonimy do Kondzia – on na zajęciach i w drogę z buta.

Dalej do Kowar prowadziła prosta szosowa droga, wiec mogłem ostro przydusić, widząc ze Sławol nieco zwolnił skupiłem się na nawigacji i walimy prosto na przepak, tam uswiadamiamy sobie ze jestesmy w końcówce stawki, ale wiedząc ze Sławol ostatnie kilka miesiecy ostro trenował bieganie pomyślałem ze terez będzie już tylko lepiej i nie traciliśmy dobrego humoru

Siódmy punkt – przełęcz Okraj.

W sumie to psychicznie niezła schiza najpierw na ten punkt rowerem pod górkę teraz z buta. Inna droga ale i tak cosik głupio. Napieramy jak się da. Ja z mapą, Bartas z tyłu – jakiś kryzysik ma chłop. No w sumie nie wygramy – ale możemy jeszcze zaliczyć. Na podejściu pod samą przełęcz po śniegu wychodzi brak rakiet. Zapadam się po kolana i idę wolniej niż Bartek. Na górze sprawdzamy kartę punktowych i wiemy, że mamy w najgorszym razie 7 – me miejsce.

No i stało się, na początek długie monotonne i proste nawigacyjnie podejście a mnie tu jakies kryzysy łapią. Sławol wydziera ostro do przodu – obalam fiolke z dużą zawartoscią magnezu i czekam na poprawe sytyacji i nagle ostre podejscie pod góre na przełęcz w głębokim sniegu a mi tu nagle kryzys mija i mogę ostro zapodawać w tym momencie poraz pierwszy zacząłem sprawdzać czas do limitu. Okazało się to dobrym patentem bo skoczyła mi ostro adrenalinka i czułem ze mogę napierać jak rasowy Aerowiec. Na przełęczy zaczęła się pogoda kończyć, czyli zaczął wiać ostry wiatr, słaba widoczność, i powoli nastwały ciemnosci a przed nami jeszcze sporo deptania po górach i w głęboskim sniegu, cały czas kontrolowałem czas i stwierdzałem ze jesteśmy na styk i musimy napierać.

Ósmy punkt – przełęcz Sowia

Trzeba wleźć na Czoło (1268 mnpm) i idę jak ślimak zapadając się co chwila. Robi się ciemno i czołówki na głowach świecą, śnieg zacina temperatura leci na łeb na szyję, wiatr szaleje. Na szczycie mamy dwie godziny 40 do limitu. A drogi niespecjalnie ubywa. Na następnym szczycie mijamy ekipę mixa – podają gdzie jest punkt i że nie ma punktowego. Walimy teraz w dół, ale Bartas do przodu wydarł, a ja idę po to by miał ślady, po których można wracać, bo po 5 minutach ślady są zasypane i ich nie widać! A o szlaku zapomnij. Wolę nie myśleć ile śniegu pod nami i boję się o kurtkę bo do tej pory byłą mokra, a teraz zamarza i może pęknąć przy każdym ruchu, co oznacza dziurę przy potężnym mrozie i wietrze!!!. Bartas zwija punkt i wspinamy się z powrotem na górkę.

Na początek ostro pod góre, i nawet szlak widać, lecz im wyzej tym mniej szlaku, coraz wiecej śniegu, coraz ciemniej, az w końcu szlaku nie ma i jedyne co to ślady zostają.W niektórych miejscach gdzie mocno wieje śladów brak, lecz na szczescie po 20-30 metrach znowu są i tak kilka razy, bałem się ze wiatr nam je zupełnie zawieje, wiec jeszcze bardziej mnie to moblizowało do rwania do przodu. Niestety Sławol ze swoja postura i masą żubra miał pewne problemy ze szybkim poruszaniem się w głębokim śniegu choć w sumie tempo mamy dobre. Gdy dowiedziałem się ze na punkcie nie ma już ludzi i ze PK jest samoobsługowy – cos we mnie wstąpiło i zacząłem biec, żeby punkt szybciej ściagnąć, gdy dobiegłem do PK tylko resztki sladów doprowdziły mnie do wiaty która była 50 metrów w las schowana i co ciekawsze prawie cała zasypana sniegiem.

Dziewiąty punkt - leśniczówka Jedlinki

Plus taki, ze spadamy w dół pomiędzy drzewa i nie wieje, poza tym w dół po śniegu nawet bez rakiet jest szybko, szybciej niż wskazują drogowskazy!!!. Po wyjściu na szeroką drogę walimy ile sił w nogach, ale nie mamy butów do biegania, więc km robimy pewnie w jakieś 7 minut. Wybiegając na jeszcze szerszą drogę orientuję się, że wszystkie ślady i patrole poleciały za daleko jakieś 300m i leśniczówka jest po lewej nie po prawej jak powinniśmy wyjść. Podbijamy i spadamy w dół.

Na początek powrót trasa którą schodziliśmy na przełęcz Sowią i szlismy na szczescie po śladach które my robilismy wiec dajemy sobie radę, gdy weszlismy z powrotem na górke, jakos mi ulżyło – gdyz od tego miejsca jest już az do mety cały czas w dół.I tu proces odwrotny niż idąc na ósemkę, czyli coraz słabiej wieje, coraz wiecej drzew, sniegu tez chyba jakby nieco mniej, tylko te egipskie ciemnosci nieco dokuczaja, choć w dół mamy naprawde dobre tempo. Bedąc już na płaskim znowu zacząłem sprawdzać czas, myslałem, że już się nie zmiescimy w 12 godzinach, wiec nieśmiało zaproponowałem marszobieg, co w nizszych górskich partiach okazało się nawet wykonalne Ta nieustanna kontrola czasu powodowała taki skok adrenaliny ze byłem wstanie samą końcówke biec prawie non stop

Punkt dziesiąty - meta – Kowary szkoła.

Po drodze robotnicy leśni drą ryja „w lewo!!”. I w sumie chyba mają rację. Omijamy płaski etap z rowerowego i spadamy do Kowar jakąś szeroką aleją, że dwa czołgi by się zmieściły obok siebie. Pies mijany jest na smyczy więc bez problemów dobijamy do miasta. Tam już na luzie wpadamy na metę. A na metr przed - podajemy sobie ręce i przekraczamy metę! Uścisk graby obsługi i jest !!! zaliczone w czasie!!!

Z lesniczówki to już tylko prawdziwy speed, w sumie idziemy inaczej niż planowałem, bo ktos z góry się nadziera ze mamy w lewo odbijac W sumie spoglądamy na mape i wiemy ze i tak i tak wylądujemy w Kowarach, pomimo ze prawie 12 godzin jesteśmy już na trasie to tuz przed metą biegło mi się wyjatkowo lekko i dobrze Na mete wpadlismy wg naszych zegarków 20 minut przed limitem, a wg pomiaru Organizatorów, całą trase ok 40km na rowerze i 20 biegiem zrobilismy w 11.35.

Powrót.

No nic wielkiego, choć trochę zmęczeni byliśmy bo nam nawigacja szwankowała w autku ). Ale satysfakcja została!!! Teraz panowie na Was czas na BWC. Trzymam kciuki!!!

Po ciepłej kąpieli, ciepłej zupce i bedąc w suchym ubraniu to w samochodzie myslałem tylko o tym żeby jak najszybciej odpłynąć w objecia Morfeusza Stąd na początku mielismy pewne problemy z wyjazdem na trase do Poznania ale udało się i już po kilku godzinach spałem w swoim łóżeczku Najważniejsze było oczywiście przetarcie się w górach zimą przed BWC, ale z drugiej strony, był to bardzo mile spędzony czas. Dzięki Sławol za udział i doborowe towarzystwo

BB
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • reszka.htw.pl
  • All right reserved.
    © Internet to potęga ÂŤ Obserwuję, myślę, piszę – serwis Goldenrose