Internet to potÄga ÂŤ ObserwujÄ, myĹlÄ, piszÄ â serwis Goldenrose
No to zgodnie z tytułem - poproszę o czasy, na które zamierzacie pobiec:Ja na 3:30 i zabieram sięz pacemakerami
Mój czas < 5:00 h jednym słowem byle do przodu! Najważniejsze ukończyć!
3:45 i na początku nie zabieram sie z pacemakerami
od drugiej pętli zaczne sie za nimi rozgladać
Mój czas < 5:00 h jednym słowem byle do przodu! Najważniejsze ukończyć!
Chcialbym 4:30 ale zobaczymy jak to sie potoczy !!
pozdro
ja dokladnie jak Metter. Ponad 5 h to bedzie chyba troche wstyd. byle byla by 4 z przodu - tylko na tym mi naprawde zalezy ale jesli udaloby sie w okolicach 4.30 to rozplacze sie ze szczescia....
pozdrawiam maratonczykow i czekam na dalsze czasowe deklaracje!
mg
Mentalnie jestem na 3:30, jednak od przedwczoraj dokucza mi trochę ścięgno(chyba) w łydce. Jednak jeżeli już wystartuję, to napewno będę gnał jak najszybciej.
Jedna tylko uwaga - początek - te pare pierwszych km-ów biegniemy razem, co nie? Oczywiście jakimś przyzwoitym tempem dla wszystkich(np.5:30)
kR
Jedna tylko uwaga - początek - te pare pierwszych km-ów biegniemy
razem, co nie? Oczywiście jakimś przyzwoitym tempem dla
wszystkich(np.5:30)
no tez tak myśle
panowie, nie zebym Was nie lubil czy cos i bardzo bym chcial pobiec razem, zle dla mnie przyzwoite to kolo 6:00 /km tak wiec jesli chcecie biec razem poczatek to raczej musicie zwolnic do mnie niz ja przyspieszyc (bo za szybko sie zajade) wiec pomysl mimo iz naprawde dobry i tak tez powinno byc, to raczej przy naszym rozroznieniu kondycyjnym nie do zrealizowania raczej....
z drugiej strony moge sie postarc, z tym, ze nie chce odpasc na 10 kilometrze
Super to bedzie wygladalo taka ekipa :D:D
mas zracje z jednej strony Marcin, ale z drugiej to w sumie 5:30 to nie jest jeszcze tak szybko !!!
Marcin - jak bedzie trzeba wolniej to pobiegniemy wolniej, ale zobaczysz, że jak stworzymy taki tunel aerodynamiczny, ze nie bedziesz musiał nawet nogami przebierać i sam bedziesz leciał do przodu w dodatku niesiony tłumami kibiców
kR
co to kurde chat jest? 9 postow przez 10 minut... to ci numer phi!
Swiete slowa
5:30 - hm - no nie wiem, mnie tam za wolno ale co tam pierwszy kilometr może być
Mentalnie jestem na 3:30
kR
Kondzik z pacemakerami zamierzasz?
Myślę Sławku że tak będzie najlepiej pod warunkiem ze biegną oni równym tempem. Choć myślę, że tak naprawdę to, w praniu wyjdzie czy się pobiegnie z nimi, czy bez nich.
kR
http://biegajznami.pl/for...cdb7f28046bac79
jasne, że równym 4:59 / km
Ja pierwsze 50 metrów planuje na 2:15 , pózniej na 4:15, a po 30 km to juz jak Bóg da!!!
Ja pierwsze 50 metrów planuje na 2:15 , pózniej na 4:15, a po 30 km to juz jak Bóg da!!!
Święte słowa! Chyba żadna osba ztych, które się wcześniej wypowiadały nie wyraził tego lepiej. Ubawiłem się po pachy
Panowie dla mnie oczywistym jest fakt, że musimy się zaprezentowac jako grupa więc ul abp Baraniaka lecimy razem może most św Rocha tez pykniemy razem. Kupą mości panowie kupą .... hasłem na ustach Niech Cię zobaczą!
Szczerze mówiac to chciałbym poniżej 4:30 ale wiadomo, ukonczenie to też wielki sukces(przynajmniej dla mnie )
ukonczenie to też wielki sukces(przynajmniej dla mnie )
Myślę, że ukończenie to dla każdego z nas (niezawodowców) to duży sukces, a czas odgrywa drugorzędną rolę. Jak sobie pomyślę, że jeszcze 2 lata temu, gdyby ktoś mi powiedział, że przebiegnę maraton - 42km, to chyba tak bym go wyśmiał jak nigdy .
Przyznam, że nie mogę się wprost doczekać, gdy staniemy na linii startu i rozpocznie się odliczanie. W tym roku jest szansa, że zaczniemy od razu biec, a nie po 5 minutach
kR
Heja:)
Choć wcześniej planowałem biec w okolicach całych 4:00 lub złamać ten czas, to teraz deklaruję się na okolice 4:30. Na szczęście wychodzę z przeziębienia i w niedzielę zamierzam solidnie powalczyć - razem damy radę, jestem przekonany!!
Pierwsze kółko na pewno biegnę z pacemakerami na 4:30, potem jeśli miałbym jakieś zapasy sił, może przyspieszę, ale wolę się nastawić na solidne 4:30.
Ale odnośnie pierwszych 500 m - 1 km, znaczy to, że pobiegniemy razem, a potem każdy pobiegnie swym tempem rozglądając się za swoją grupą/pacemakerem. Np. przy grupce na 4:30 nasze tempo jest szybsze, to szczegół, ale nie chcę zmieniać tempa znacząco.
Pozdroofka!
No i panowie po maratonie!
Gratuluje wszystkim ukończenia-daliśmy radę. Jak wam sie biegło?
Bo mój poważny kryzys zaczął się po 30 km i dalej to juz sam nie wiem jak to zrobiłem-zreszta Bartek widział . Na szczęscie pod koniec podczepiłem się ,,na zająca" do jakiegos dziadka i on dociągnął mnie do 40 km. A pózniej to juz nogi same niosły. No i rewelacyjna końcówka
Dla takich chwil jak ta gdy przebiegałem sprintem pod trybuna warto brać udział w takich imprezach. Chylę czoła przed kibicami, bo gdyby nie oni na pewno byłoby trudniej. To co?- do walki w przyszłym roku![/b]
Mega dobrze, gdyż muszę przyznaćże naprawdę przez ponad pół trasy naprawdę walczyłem z sobą, swymi słabościami, ale przede wszystkim z ból mięsni i stawów, który przeszkodził w dobiegnięciu na te upragnione 3:30:00. O dzisiejszym biegu móglbym pisać chyba godzinami. No ale po krótce parę refleksji.
Start - megamiły przyjemny i wogóle och i ach. Baloniki czerwone i Sławka udało mi się dogonić na placu Bernardyńskim. Potem równiutko, bardzo przyjemnie za pacemakerem, tylko czasem baloniki obwijały się wokół szyi, ale co tam, najważniejsze ze trzymałem się grupy. Pierwsze "coś nie tak" to tradycyjnie kurlandzka, choć doping niósł tam niesamowicie, to jednak zabłysła żółta kontrolka"będzie cięzko".
Półmetek(czyli półmaraton) równo 1:45:00 - idealnie - naprawdę niezły rezultat wydaje mi się.
Nie pamiętam dokładnie kiedy, ale chyba jakoś wówczas Sławek nagle znikł mi za plecami(okazało się, że poszedł zobaczyć gdzie stoi rower ). Jednak z grupką już konkretną ok. 20-30osób śmigalismy równo za naszymi przodownikami. Piotrowo - pomarańczowa kontrolka"chyba nie dam rady". Jednak twarda psycha nie pozwalała mi odpuszczać choćby na krok. Łydki na moście Rocha były jak ze skały. Stary Rynek - euforia - przez chwile zapomniałem o bólu, ale już na Garbarach i Mostowej z powrotem było nieciekawie. Ale co tam! Napierałem dalej...
Rondo Śródka - znajomi, kibice nawet z transparentami podnieśli na duchu, jednak już wtedy pokonanie Warszawskiej było już jakąś abstrakcją. Na wysokości Św. Michała - czerwona dioda"dość, koniec, dead, end, ja już chce do domu, niech mnie ktoś przytuli, albo chociaż łydki wymieni). Stanąlem przed wyborem - albo zaraz padnę na ....twarz, albo zwolnię. No i zwolniłem, po czym zacząłem iść. Ból straszny. Łydki, uda, pachwiny, slowem wszystko. Ale ide byle dalej. Zarzekam się że za kolejnym słupem zacznę biec, ale wychodzi dopiero przy 4 próbie ruszenia. Tempo z 4:58/km spadło do jakiś 7min. Potem znów pieszo, po czym biegiem i tak na zmianę do Browarnej. Zjadłem batona(albo 2:-)) i nagle zaczepił mnie chłopak z Maniaca i mówi ze też biegł na 3:30, ale nie dał rady i zacząl mnie motywować do dalszego biegu. Troche poskutkowało, ale pewnie na 500m. Znikł mi po chwili.
Browarna. Och co to za wredna ulica. Jedyną rzeczą która podbudowała - to grupka znajomych przy jeziorku (dzięki wielkie) no i miegalityczny podbieg pod starą MAjakowskiego. Myslałem tam, że mi łydki już odpadły.
Postanowiłem skorzystać z masażystów. Tyle co mi wtarli BenGuya, to byłem przerażony, że mi sie nogi zapalą. Ale pomogło. Już nie musiałem isć, choć tempa 7min/km nie dało się zwiekszyć. Na kurlandzkiej dhna Mysza ze mną przebiegła dobre 200-300m , Domyślam się że za rok już wystartuje z nami .
Ale wracajac do biegu - odliczam kilometry - 8,7,6,5,4,3 no i rozpoczyna się finish. Juz wiem, że się zmieszczę w 4h brutto! Doładowany zachętami kibiców - przyspieszam, ale co to - nie da się... Hmmm no cóź, napieramy w takim razie dalej aż do mety. Ostatni zbieg z mostka w iście sprinterskim stylu, krzyk i doping niósł niesamowicie! I meta!!! W czasie brutto, jak netto przed rokiem. 3:58:41! Super! Jest życiówka, choć moje nogi mówią na wszelką propozycję wykonania ruchu stanowcze NIE!. Chwile później Sławek przybiegł. Ledwo stojący czekam razem z nim na oddanie chipu i nie mogę uwierzyć, że dobiegłem. Aż mi się oczy zaszkliły ze szczęścia. To jest to - dlaczego biegamy te maratony.
Miało być krótko ale nie wyszło.
Ok, koniec, ide spać. Jutro napiszę co wiecej mi leży na sercu.
Na koniec ogromne podziękowania przede wszystkim DLA WAS - KIBICÓW, bez których byłoby niesamowicie ciężko. Olbrzymie - DZIEKUJĘ. No i gratuluje wszystkim Wam chłopaki ukończenia dla większości pierwszego, choć mam nadzieje - nieostatniego maratonu w życiu. Było warto, prawda?
kR
Do 14 km razem z pacemakerami na 3:30, potem poszedłem sprawdzić czy stoi rower - nie było go! bo może bym go zabrał na resztę trasy . Potem już Kondzia nie dogoniłem, a biegło mi się coraz gorzej! na 25 km przegonili mnie pacemakerzy na 3:45 i prawie chciałem ryczeć ze złości, że nie mam sił by ich gonić. Oraz zdziwiony stwierdziłem, że Bartka nie ma z nimi potem biegłem ok. kilometr i szedłem ze 100m i tak do mety. Nie miałem zegarka, więc co chwila sprawdzałem, gdzie są pacemakerzy na 4:00 - bo po tym jakby mnie i oni wzięli to bym chyba zszedł z trasy!!! Zaczęło mi się lepiej biec tak na 35 km (a ściany jako takiej nie było!). I na mecie to uciekałem przed tymi na 4:00 czas netto mam 3:59:31 !! Lepiej i tak niż rok temu, ale życiówki nie było.
Po maratonie mam kilka przemyśleń:
- po pierwsze nabrałem większego szacunku do dystansu
- po drugie zamiast biegać kilometry lepiej zrzucać kilogramy (chyba w kategorii +100kg wygrałem
- po trzecie lepiej zacząc wolniej i skończyć w dobrym czasie niż odwrotnie.
No i wielkie gratulacje dla wszystkich naszych chłopaków!!!!
Interesują mnie ich przemyślenia jak było i co dalej
Interesują mnie ich przemyślenia jak było i co dalej
a wiec odpowiadam. naprawde bardzo, ale to bardzo balem sie tego startu. mialem swiadomosc tego, ze za pozno zabralem sie za trening, ktory w dodatku przerwala choroba i tak ingnorancja moze dac mi sie ostro we znaki. ale ten respekt przed trasa mnie uratowal. bylem konskwentny w tym co chcialem osiagnac, bo sami widzieliscie, ze nawet kosztem tego, ze razem nie rozpoczelismy biegu postanowilem wystartowac swoim tempem. bieglem powoli, caly czas przed grupa na 4.30 zazwyczaj o 200 - 20 metrow przed nimi. dotychczas moj najdluzszy ciagly bug w zyciu wynosil 9,5 km (przerywany znacznie wiecej) dlatego bardzo pragnalem chociaz pierwsze kolko przebiec w calosci - to juz bylby moj wielki sukces. i co sie stalo? przebieglem w calosci cale jedno kolko i drugie do srodki = 27 km! moje zdziwienie bylo tak ogromne ale i radosc wielka. caly czas moim slimaczym ale konsekwentnie jednostajnym tempem. grupa na 4.30 minela mnie jeszcze przed polmetkiem, ale biegli chyba za szybko, bo ja pod zegarem pod brama przebiegalem w czasie 2:13:05 (z tego tez cie cieszylem). na polmetku zabawna sytuacja. 300 metrow do bramy a mnie mija tablica z czasem, mysle: co jest grane?? a za mna biegnie ktos chyba na 100 m, ma 4 na koszulce i nazywa sie Leszek Bebło. mysle sobie: chocbym zdechł zdublowac sie nie dam, no i zapodalem sprinta, ja lałem, zawodnicy tez, pan Leszzek chyba tez, wiara krzyczala do mnie: uciekaj!! a do niego: po samochod dajesz, dawaj!! no i udalo sie, ten krotki sprincik az tak mnie nie zmaczyl ale nie dalem sie zdublowac, wbiegal nad malte doslownie 4-5 metrow za moimi plecami.
Drugie kolko - prawdziwa walka. najgorzej bylo po pierwszym chodzeniu. zaczecie ponownego biegu to taki bol i taka proba charakteru jakiej sie nie spodziewalem. przyznaje, 30 - 37 kilometr, taaaaaki kryzys, ze naprawde: NIE SPODZIEWALEM SIE TAKIEJ WALKI! w okol mnie zronilo sie cicho. bylo juz malo kibicow, ludzie ze soba coraz mniej rozmawiali, poprostu zaciskali zeby i bieglie (choc czesciej szli, ja takze). w momencie kiedy najbardziej tego potrzebowalem na dwoch oststnich punktach zywieniowych nie bylo juz izotonikow, ale mialem juz to gleboko, bo od 37 kilometra biegle, tempem doslownie treningowym, a po tabliczce 39 dalem naprawde niezlego czadu, minalem w tym czasie chyba z 15 osob, wiedzielm, ze jesli na wyniku bedzie 5 z przodu to mimo radosci z ukonczenia maratonu, czegos zabraknie w tej calej zabawie i chyba nie bede do konca zadowolony. ostatnia agrafka, patrze: Lisek, Metter, Naczelny, mowie co oni tak wolno ale dodatkowa mobilizacja, wiem ze juz ich nie dogonie ale tymbradziej przekroczenie 5 h bedzie wstydem. Mysza biegnie ze mna 200 metrow, motywuje mnie porzez ten czas i gdy ona rusza na mete ja zaczynam biec 4:40 / km. w koncu meta, widze tlum naszych zawodnikow i kibicow, ciesze sie bo udalo mi sie pokonac dystans, ktoiry byl dla mnie ogromnym wyzwaniem z wielu wzgledow (naprawde wielu), wielka radosc. po zaprzestaniu bieu okazuje sie ze rzyczepy miesni w lewym kolanie wymagaja wymiany na nowe, ale widze moją Anie i przez chwile o tym nie pamietam, musze sie podziewlic wrazeniami ze startu z moim najwazniejszym kibicem. a potem ten moment ktorym sam siebie motywowalem na drugim kolku, gdy zawieszano mi na szyi maratonski medal. to byla piekna chwila.
jesli chodzi o moja przyszlosc zwiazana z maratonem, to w chwili obecnej, wiem, ze nasza wspolpraca (moja i maratonu) nie bedzie sie ukladala najlepiej natomiast ciesze sie, ze dalem sie namowic, uwazam, ze naprwwde bylo warto, i wielkie dzieki BARTAS za zorganizowanie akcji HARCEZRE NA MARATON!!! dzieki! teraz wiem jak to jest, sprobowalem i po raz kolejny moge powiedziec, ze dalem rade! nie mniej jednak bieganie to chyba nie moja zyciowa pasja, zdecydowanie bardziej wole ARy natomiast nie ukrywam, ze chcialbym jeszcze kiedys w maratonie pobiec (najchetniej w wieku maratonskim, czyli po 35 roku zycia), ale nie zdziwwilbym sie tez, ze gdy bede w przyszlym roku ogladal Wasze przygotowania do nastepnego maratonu to znowu sie skusze...
Ja opisze swoje wrażenia naprawdę krótko i zwięźle (nadal przecież jestem zmęczony) Od startu praktycznie biegnę w pojedynkę Polo, Kamil, Czarek z przodu Marcin Lissek, Hoffi za mną układ ten mi w pełni odpowiadał. Biegłem cały czas swoim tempem, wolno modląc się w duchu aby kolano wytrzymało. Kryzys nastąpił na 30 km gdzie już nie mogłem biec i udałem się na zabieg masażu, po nim nie mogłem się ruszać nie mówiąc o biegu ;(. Od tego momentu do mety poruszałem się marszobiegiem. Nie dziwi zatem czas ostatnich 12km prawie 1,5h! Szok Przed rondem Śródka wyciął mnie Hoffi i już go przed metą nie zobaczyłem, na os Lecha dogoniłem Naczelnego aż do agrafki lecieliśmy razem, na tej samej agrafce wyciął mnie Lissek od tego momentu ciągły bieg do mety całkiem przyzwoitym tempem! Na finiszu zapomniałem o bólu, próbowałem jeszcze trochę ożywić zmarznięta publiczność wreszcie ostry sprint wraz z kolesiem, który nie wykorzystał dystansu 42km i chciał mnie wyciąć na ostatnich kilku metrach - tak się po prostu nie robi.
Maraton zaliczony udowodniłem cos sobie, poznałem smak bólu i cierpienia.
Zdecydowanie bardziej wole po górach chodzić Nie wiąże z maratonami przyszłości, może kiedyś czas pokaże, że gdzieś jeszcze wystartuje. Na razie żadnych obietnic nie składam!
Co do moich przemyśleń...
Zaczne od banalnych stwierdzeń - czyli należy sobie wziąć mocno do serca
powiedzenie mierz siły na zamiary ...
Ja niestety byłem bardziej ambitny niż stan zdrowia pozwalał, gdyż tydzień
temu na turnieju hokeja nabawiłem sie drobnej kontuzji kolana - niby
szczegół bo zamocno nie bolało i mogłem sie w miare sprawnie poruszać
Jednak wielkosc maratonu polega na tym ze wszystkie niedociagniecia
treningowe, zdrowotne itp itd wyjdą prędzej czy później na trasie
I tak tez sie stało na 30 km moje kolano przeszył straszliwy ból i musiałem
sie ratować ben gayem srednio co 3-4 km
Na ok 33 km po raz pierwszy pojawiła sie myśl o zejściu z trasy -
biorąc pod uwage, że najblizszych kilka miesiecy obfituje w dużą ilość
startów w róznych zawodach bałem sie ze zarżne sobie kolano i nigdzie juz
nie wystartuje - jednak nie umiałem zejść z trasy -(teraz sie zastanawiam
czy była to oznaka tego ze jestem tak silny czy tak słaby) - jednak nie
mogłem tego zrobić chociażby dla siebie, dla chłopaków, oraz dla kibiców,
którzy cały czas wierzyli we mnie i z całych sił dopingowali
teraz wiem ze następnym razem majac nawet drobną kontuzje bede
musiał sobie odpuścić start w maratonie , (piszac te słowa jestem świeżo
po rejestracji do chirurga -zobaczymy co powie)
Tu były jednak wyjatkowe okoliczności - czyli fakt, że byłem inicjatorem
akcji HARCERZE NA MARATON i nie mogłem okazać sie dezerterem na
lini frontu
Najbardziej zdziwiło mnie jednak to ze juz na 15 km złapał mnie pierwszy
skurcz, tymbardziej ze do długich wybiegań przyłozyłem sie naprawde
sumiennie i przebiegłem kilka razy po 20km - chyba było ciut za zimno
i następnym razem pobiegne w długich rajtkach
małe podsumowanie
- mój czas netto 4.18.35
- ja podobnie jak Sławek nabrałem szacunku do dystansu szczególnie w
Poznaniu (bardzo trudna trasa)
- polecam odżywki własne - ja po wypiciu 0,5 l swojego izotoniku przez
nastepne 4-5 km biegłem naprawde dobrze wiec za rok napewno ustawie
sobie na kazdym punkcie odżywczym
- pierwszą pętle przebiegłem ciut szybciej niz w zeszłym roku (o 4 minuty)
niestety łączny czas miałem o 8 minut gorszy
Na koniec chciałem wam wszystkim bardzo podziekować za wspaniałe
chwile, za walke i za cały wysiłek włożony w akcje HARCERZE NA
MARATON
amen
Wyniki tegorocznego maratonu chyba każdego z nas nieco "zdziwiły", czasy osiągane przez poszczególnych zawodników był co najmniej o 30 min gorsze od planowanych Jedynie Polo poprawił swoja życiówkę - jest chłopak twardy, był przygotowany i odpowiednio zmotywowany. W moim przypadku wiem, że maraton to coś zbyt "dużego", zbyt wielki wysiłek dla mięśni stawów itd. Start w 6 Poznańskim Maratonie to była chyba zbyt pochopna decyzja! Bez naprawdę rzetelnego treningu ( a z nim jak wiemy było różnie) nie ma co do maratonu podchodzić. Chyba duży wpływa na mój udział w biegu na dystansie 42,195 km miała presja otoczenia. Teraz jest człowiek mądrzejszy. I choć zabawa była naprawdę świetna, to było prawdziwe święto biegania, czuło się na każdym metrze trasy podniosłą atmosferę tak jak napisał Bartek - "trzeba mierzyć siły na zamiary". Ja pewnie swoje po maratonie odchoruje Ale jestem dumny z tego, że podołałem, udowodniłem sobie, że mogę. Podczas trasy stoczyłem straszną bitwę ze sobą samym. Ponoć zwyciężyłem dobiegłem do końca, lecz gdy teraz siedzę na krześle gryząc wargi z bólu nie jestem do końca przekonany o wyniku tej potyczki.
Wszystkim, którzy byli ze mną duchowo, fizycznie na trasie raz jeszcze dziękuje!
...c.d.n. przemyśleń na temat maratonu...
Chyba podobnie jak my wszyscy nabrałem większego szacunku do tego dystansu. Mimo, ze był to mój drugi maraton i teoretycznie powinno mi byc łatwiej to w rzeczywistosci byłem bardziej poskładany niz przed rokiem. Wynika to po prostu ze znajomosci trasy. Rok temu wymiękłem na 28 km i teraz juz od startu bałem się tego momentu. Na szczęście wysiadłem troche pózniej, wiec było całkiem niezle. Największą motywację w tym roku stanowiła próba na HO-gdyby nie ona(pobić zeszłoroczny czas) to chyba bym nie dał rady. Przez ostatnie kilka kilometrów myslełem tylko o tym zeby zmieścic się w 4:25 i udało się!.
No i pobiegłem lepiej taktycznie. Poprzednim razem lecielismy ,,na bezczelnego" ok 5:45 na km i to zdecydowało, że pod konic musiałem stosowac marszobieg. Tym razem biegłem od poczatku 6:00 na km i wszystko poszło wg planu, mimo iż trenowałem może połowę tego co ostatnio. Wniosek? Nie można sie podpalać podczas biegu. Lepiej biec wolniej, ale za to stałym tempem niz kalkulować: ,,pierwsze kółko pobiegnę poniżej 2 h, a drugie 2:05" Tak moga robić naprawdę doświadczeni biegacze. I jeszcze jedno. Wiem, ze to raczej niemożliwe technicznie do zrealizowania, ale byłoby chyba łatwiej biec jedną 40 km pętlę niż dwie po 20 km.
błąd! Kondzik tez zyciowke poprawil! o 2 minuty ale zyciowka nowa - lepsza.
...
...
a ja pobieglem na mniej wiecej tyle ile myslalem! a ty Mietek nie martw sie, ja tez gdyze wargi z bolu - przeholowalem i to na ostro, ale uwazam, ze warto bylo. problemy zdrowotne mysle, ze az tak dlugo nie beda sie ciagnac i przypominac o maratonie. ja jestem dumny ze podolalem tej trasie i mysle, ze ty tez.
Witam witam
Czas na moja relacje, moje spostrzezenia i wnioski!!
Pierwsze koleczko szarpnolem z Hoffim tam mniej wiecej na 4:30 z tym pacemakerem tzn na poczatku bylismy jakies dobre 200m przed nim aczkolwiek pozniej troszke zwolnilismy( albo oni przyspieszyli ) i tak prawie do konca pierwszego kolka, prawie bo na punkcie odzywczym na agrafce jakos zaczeli zwiewac mi no ale coz pomyslalem nie bede ich gonil i tak polmetek minolem z czasem 2:12:47!! jak dla mnie to nawet dobry czas!! Pierwsze 21 km to naprawde z luzikiem zrobilem!! Idealny regularny oddech, wszystko si!! ale nie bawem zaczely sie schody, a dokladnei przy polibudzie! z lydek zrobily mi sie kamienie. Tak wiec zaraz na moscie rocha na punkcie medycznym zatrzymalem sie i poprosilem o rozmasowanie i nasmarowanie magiczna mascia o skromnej nazwie BenGay i to bylo moje pierwsze zatrzymanie na trasie, oj przepraszam na agrafce Tomus posmarowal mi kolana!!! w pozniejszym czasie kolana wogole sie nie odezwaly!! aczkolwiek te lydki nie dawaly mi spokoju!! Hoffi juz mnie opuscil i polecial za pacemakerem na 4:30, a mnie dogonil Marcin i z nim dalej bieglem!! Nie trwalo ot dlugo bo niestety musialem sie znowu zatrzymac i rozmasowac lydki!! Marcin juz zdazyl mi uciec wiec bieg kontynuowalem sam. nie bylo tak zle bo znalezli sie inni z ktorymi troszke pogawozylem na warszawskiej i nie bylo tak nudno troszke w tym czasie zapominalem o bolu plynacego z lydek! kolejny punkt medyczny na warszawskiej byl moj, tam ku mojemu zdziwieniu spotkalem Jedrzeja W., i tak z tym widokiem jego twarzy przed soba ruszylem na trase (jakies takie zniechecenie w tedy przyszlo ) w prost nie moglem sie doczekac punktu odzywczego na tym 30km. wydawalo mi sie ze juz go nie ma ze juz go zwineli ale w koncu ukazal sie!! i wtedy rowniez dogonilem Marcina! razem chwile pobieglismy ale nie trwalo to dluzej i ja znowu musialem sie zatrzymac i rozmasowac lydki! po tem Marcin juz na dobre mi zniknal z pola widzenia! wrescie skonczyla sie warszawska i swiatopelka przedemna tam bez wiekszych problemow, az do browarnej to oczywiscie pk medyczny moj!! tam tez spotkalem Artura, ktory powiedzial ze do Marcina mam 2 min! no to pomyslalem sobie ze juz nie dam rady go przegonic a odleglosc miedzy nami nie bedzie malala tylko bedzie rosnac!! az tu nagle moim oczom ukazala sie pomaranczowa koszulka! mowie sobie w duchu " nie ot nie mozliwe to Marcin" no ot czym predzej go dogonilem i ujzalem na jego twarzy poterzna walke ze soba!!! powiedzialem "damy rade, zlamiemy 5h" i sam troche przyspieszylem tempa! od tego czasu staralem sie mniej zatrzymywac jak juz to bardzo szybko isc byle do przodu byle ukonczyc przed 5h, i tak wbiegajac na Chartowo dostalem poterzny podmuch wiatru w twarz i przed soba gorka, troche mnie to zniechecilo, ale mowie coz takie zycie juz nie duzo zostalo trzeba przec do przodu!!! na zodiaku otuchy dodal mi Aisztet, potem skret w prawo na agrafke i stala sie rzecz niebywala!! Oczom nie wiezylem az z wrazenia sciagnolem okulary i przetarlem oczy!! przedemna ukazal sie idacy Mieciu i Nacz!!! to mi dodalo powera niesamowitego i postanowilem ich dogonic, mijajac ich tylko powiedzielm "dawac cieniasy, trzeba zlamac 5h", potem nawrot i ostatni pk odzywczy wziolem tylko lyka wody (bo izotonika juz nei bylo) i jeszcze bardziej przyspieszylem tempa!! no i w koncu skret na malte tam juz banan z ryja nie schodzil nie wiezylem w to! patrzac na zegarem mialem jeszcze 13 min do 5h!! bedac przy trybunach zaczolem lapczywie oddychac i byla mysl zeby zaczac isc, ale co tam mowie to juz koncowka daj z siebei wszystko!! mostek, gorka w dol tam juz moja mama mnie wypatrzyla oraz wy chlopaki (dzieki za ten doping na finish) wtedy wzucilem na 6 bieg i sprint do mety!! miedzy czasie wyciolem chyba jeszcze ze dwie osoby :) Pozniej poscilem sobie ladnego chafcika i juz mi bylo lepiej
Sukcesy:
-ukonczenie maratonu przed uplywem 5h
-nie dalem sie zdublowac
-przebiegniecie bez zatrzymania 23km
Wnioski:
-dlugie wybiegi (tzw. 20-stki) podstawa !!!!
-pozadny i systematyczny trening, a nie jak mi ise przypomni
-maraton to troszke za gleboka woda jeszcze dla mnie, mysle co najwyzej polmaraton!!
-podstawa to dobre buty
Co na przyszly rok???
Narazie nie chcem nic obiecywac, ale jak juz to tak jak w/w to polmaraton
na tym dystansie czuje sie dobrze!!!
Zakwasy:
tak ja tu czytalem u was panowie to widze cienko ze zdrowiem! Ja musze ie przyznac ze dzisiaj nie jest ka zle!! wczoraj lodki mnie napieprzaly, ale maly masaz poprawil samopoczucie!! a dzis troche czuje uda, lydki i kolana! ale smaruje sobie Voltarenem i powomi zaczyna byc okej!! Moze poprostu moj organiz szybko regeneruje sobie miesnie ?!?!?!
pozdro dla wszystkich maratonczykow i zycze szybkiego pozbycia sie zakwasow !!!
LG
Czy to niezwykłe, że tyle tak całkiem pokaźnych postów pojawiło się na podstawie zaledwie 5h naszego życia? Wniosek chyba z tego taki, że każdemu z nas ten maraton uświadomił parę rzeczy, pomógł zrozumieć siebie, swoją psychikę, swój organizm a co najistotniejsze - wsparcie i siłę płynącą z otoczenia( patrz wszystkich znajomych kibiców ). Ja przynajmniej parę rzeczy sobie uświadomiłem, bo w przeciwieństwie do pierwszego maratonu, ten kosztował mnie naprawdę sporo wysiłku fizycznego jak i psychicznego.
Z pewnością było WARTO, wystartuje jeszcze kiedyś w maratonie napewno, mam nadzieje ze za rok i uda się nie popełnić tych błędów, co w tym roku i dalej zmagać się ze sobą, własnymi słabościami. W końcu jestem z Watahy... i lubię się męczyć( jak to powiedział kiedyś jeden dh o naszej drużynie). NIECH ŻYJĄ HARCERZE NA MARATON I WSZYSCY, DZIĘKI KTÓRYM ZROBILI ONI TO CO ZROBILI!!
szczęśliwy choć zmasakrowany
kR
Ahoj wszystkim pomarańczowym fighterom
No to i ja dołożę trochę grosza do kupy
Już od rana byłem ciekaw i pełen obaw, co to będzie i co przyniesie ta niesamowita niedziela. Przecież przed Maratonem z powodu przeziębienia miałem 11 dni przerwy od biegania, więc jak to mówi Sławek, byłem "świeży na maksa". Dlatego już od początku wiedziałem, ze będzie mnie ciągnęło do przodu, więc trzeba uważać na tempo. I tak biegliśmy sobie równo z Lisskiem i Marcinem pierwszą długość Malty (do Piotrowa). Śmieszne było, że już niebawem po wystrzale wiele panów "skok w bok" pod drzewko W okolicach Mostu Rocha zaczął nam ginąć gdzieś Marcin. I tak kontynuowaliśmy pomiędzy pacemakerami na 4:15 i 4:30 będąc bliżej raczej tych drugich. Wspaniała była nasza współpraca (za co bardzo Ci Lissek dziękuję) - gdy tylko któryś z nas z powodu niesamowitego dopingu czy to na Starym Rynku, czy to na Śródce się podpalał i nieświadomie przyspieszał, zaraz drugi chłodził jego zapały i przywołał drugiego do wolniejszego, "naszego" tempa:-) I tak spokojnym rytmem dawaliśmy do przodu. Zaznajomiliśmy się, co to jest punkt odżywczy na Garbarach, gdy pomocnicy wpychali nam do rąk prócz bananów także te kolorowe gąbki...:) Dalej spokojnie do Śródki, Warszawską i przed Miłostowem zauważamy, że powoli dogania nas ekipa z balonikami 4:30 i cała towarzysząca im grupa. A wśród nich Marcin - ucieszyliśmy się bardzo, że do nas dorównał - im więcej, tym raźniej! Wraz z Lisskiem zastanawiałem się też, że Kamil z Meciem nieźle wydarli do przodu, skoro wciąż mają siłę ciągnąć takie tempo. I tak w Browarną, gdzie wciąż z pacem.na 4:30. Powoli kończyliśmy 1. kółko, gdzieś przy Szwajcarskiej Marcin zwolnił, Lissek i ja dalej do przodu. Gdzieś przy agrafce zorientowałem się, że Lissek też tyciu zwalnia, ale stwierdziłem, że zostaję i dalej biegnę na 4:30. Zacząłem 2. pętlę. Jak deja vu mijałem znów te same zakręty i punkty odżywcze, tyle, że tym razem, na połówkach (co 2,5 km) b.rzadko była woda:( Ale spoks, skupiłem się na oddechu, i...słuchałem rozmów prowadzonych przez trójkę prowadzących (Boże - ten jeden to niezły gaduła...). Przy Małych Garbarach wreszcie ktoś z Orange, czyli Meciu, trochę wolniej, ale zacięcie twardziela biło z jego twarzy. W połowie Warszawskiej patrzę i myślę sobie, że chyba mam omamy, bo przecież oto widzę kogoś w koszulce 45 - i nagle dociera do mnie, że przecież Nacz w takiej biegnie. Chyba był kryzys, ale odwdzięczył uśmiech! Na Browarnej czułem, że to już prawdziwy Maraton - tak jak stwierdzili prowadzący, od 30-tki to już nie są przelewki. Ale mówię sobie, że qrcze - skurczu nie było, 30 za mną, oddech okej, no to walczę do końca. Przed BP mijamy Kamila już idącego, całym sobą wierzyłem, ze może zacznie biec z nami, lecz nie. No i tam wiernie dopingująca Myszka dodała megaotuchy i dajemy ostatnią 5-tkę. Szwajcarska w miarę dobrze, i tam niezmordowani kibice Lecha (byli niesamowici...), dalej długi zakręt Wiatracznej i Chartowo. Patrzę, a tu już owalny budynek przy Czecha, potem Drukarnia i agrafka. Widzę już oczyma pragnienia punkt na 40.kmie, ale qrcze po drugiej stronie, no to trzeba walczyć. I dalej pacem. mówią, że mamy z 1.min. zapasu, no to coś się we mnie obudziło, i trasa z górki, potem skręt w prawo na Maltę dostałem niewiarygodnego powera. Po prostu zacząłem mijać pozostałych, włącznie z bardzo miłą starszą Finką (biegła ze mna trochę trasy) i byle do źródełka, a potem słysząc skądś (ale skąd - tego już nie wiedziałem) głośny doping WAS wbiegam i jestem!!:D:D
Niesamowita satysfakcja, czas (netto)-> 04:26:26 i ten medal jako zwieńczenie wysiłku i poświęcenia to coś boskiego.
Bardzo cieszę się i dziękuję Szefom wszystkich centrali w niebiosach i nie tylko, że ani razu podczas Maratonu się nie zatrzymałem, ani nie przestałem biec , co wydaje mi się sukcesem. Moje założenie, czyli złamanie 4:30 w solidnym tempie i pewnym stylu powiodło się i "i'm so happy". Myślę, że chciałbym spróbować za rok także sił w tym biegu, a może już na wiosnę w Dębnie? Zobaczymy, na tę chwilę nie tyle czuję same mięśnie (które też bola), ile owe przyczepy mięśniowe i stopy
A czy byliście na masażu w hangarach? Cudownie masowały studentki AWFu, w tym moja kumpela z Liceum, też zasługują na podziękowania.
Teraz trochę odpoczynku, ale mam b.pozytywne wrażenia, na pewno chciałbym sprawdzać się także w Półmaratonach, ale uważam, że jeśli zdrówko dopomoże, to Dębno, jak i kolejny Poznań Maraton mogą być moimi kolejnymi celami:)
No i najważniejsze => Wszyscy ukończyliśmy ten Maraton, i to w czasie poniżej 5 h, nie dogonił nas busik "Koniec biegu", nie musieliśmy biec zgodnie z zasadami ruchu drogowego (po otw.ulic) no i nikogo nie zbierali z trasy karawanem! GRATULUJĘ WSZYSTKIM POMARAŃCZOWYM FIGHTEROM i DZIĘKUJĘ, ŻE RAZEM DALIŚMY RADĘ!!